Adorea poleca

Poradnik

Poradnik powstał przede wszystkim z myślą o rodzinach naszych kociąt, które oczekują na przybycie nowego członka rodziny.

W publikacji zawarto podpowiedzi na często pojawiające się pytania, praktyczne wskazówki i przydatne pojęcia. W jednym miejscu zebraliśmy wiele artykułów zawierające mnóstwo rzetelnej wiedzy napisane przez Adorea team w oparciu o naszą eksperiencję, a także przez zaprzyjaźnionych, bardziej doświadczonych hodowców oraz fachowców i specjalistów z różnych dziedzin.

Kiedy już postanowiliście, ze do domu przybędzie kot to następnym krokiem jest wybranie – kocur czy kotka?
Taka decyzja nie jest łatwa biorąc pod uwagę liczne opowieści “mity”, a to o kotce a innym razem o kocurze. Przy podjęciu decyzji jaką jest wybór płci powinno kierować się sercem – który z pokazanych nam kotów zawładnął naszym serduszkiem….
Nie raz słyszałam opinię: “kocurka nie chcemy, bo jak dorośnie będzie znaczył teren”.
Prawdą jest że kocur kiedy dojrzewa pozostawia kocie “znaki” zapachowe, które nie należą do najprzyjemniejszych dla człowieka. Jednak nie jest prawdą, że zachowuje się tak każdy kocur i nie można tego oduczyć kota. Natura jest bardzo silna, ale są sposoby nauczenia dorosłego kota znaczyć teren w kuwecie. Potrzeba do tego tylko wyłącznie cierpliwości. Naukę rozpoczynamy od pierwszego znaczenia. Kot zaznaczył teren gdzieś w pokoju – należy natychmiast skarcić kocura i wstawić go do kuwety. Kot za którymś razem zacznie się zastanawiać że miejscem do tego jest kuweta i tam zacznie wykonywać swoje bardzo ważne czynności związane z pokazaniem kto jest panem tego “domu”. Oczywiście zdarzają się kocury oporne na naukę i nie maja najmniejszej ochoty na zmianę swoich przyzwyczajeń. Jedynym wyjściem dla właściciela jest mały zabieg chirurgiczny – kastracja.
Bardzo dobrym rozwiązaniem jest kupowanie kocurka z domu gdzie dorosły kocur znaczy teren w kuwecie. Maluch od młodzieńczych lat załatwiając się do tej samej kuwety co rodzice kojarzą zapach jaki pozostawia dorosły kocur właśnie z tym miejscem. Kiedy maluch dorośnie i hormony zaczną pracować bardzo intensywnie pierwsze znaczenie wykona w kuwecie bo przecież tak robił tata.
Jeśli w domu chowają się dwa dorosłe kocury nie kastrowane bardzo często znaczą teren jeden po drugim. Wyjątkiem mogą być koty chowane od małego. Nie walczą wtedy o teren gdyż hierarchia i podział terenu nastąpiły w okresie wzrostu.
Kotki natomiast też mają wadę którą jest rujka. Przychodzi taki moment kiedy dorosłą kotka potrzebuje partnera. Okazuje to bardzo głośnym miauczeniem, pokładaniem się. Są kotki które w okresie rujki również znaczą teren. Mocz zabarwiają bardzo intensywnym zapachem – również nieprzyjemnym dla człowieka. Nie znam nikogo kto oduczył kotkę w rujce siusiania i głośnego nawoływania kocura. Długie i częste rujki są bardzo niebezpieczne dla kotki – mogą doprowadzić do ropomacicza. Są dwa sposoby uporania się z tym problemem. Jeden to pokrycie kotki – znalezienie jej wspaniałego męża. Oczywiście męża tej samej rasy posiadającego odpowiednie dokumenty. Natomiast drugim sposobem jest sterylizacja – operacja chirurgiczna.
Jest bardzo dużo różnych zalet kotek i kocurków jednak analizując wybór pod kontem problemów związanych z dorastaniem nie ma żadnej różnicy czy zakupimy kocurka czy kotkę. Z każdym problemem można się uporać. Jeśli kot się nie nauczy sam co mu wolno robić i gdzie zawsze można wykonać zabieg chirurgiczny (sterylizacja, kastracja).
Jednak najważniejszą rzeczą jest pokochać kotka i pozwolić mu zostać członkiem rodziny – to gwarantuje mam kocią miłość, która jest bardzo cenna kiedy mamy w domu prawdziwego przyjaciela.
 
Autorem tekstu jest Aleksandra Stanowska, właścicielka hodowli kotów norweskich leśnych EL RETIRO*PL
Powyższy artykuł został opublikowany na stronie klubu hodowców kotów norweskich leśnych NFO 2000
Najważniejsze różnice w zachowaniu między kocurami i kotkami, takie, które w istotny sposób wpływają na nasze życie z nimi pod jednym dachem, zanikają po zabiegu kastracji.
Fragment z artykułu zamieszczonego na stronie http://wszystkookotach.pl/lepszy-jest-kocur-czy-kotka/, którego autorem jest Jacek P. Narożniak – wielbiciel i wieloletni hodowca kotów oraz koci behawiorysta.
 
Pamiętajcie więc, aby podczas wybierania kota kierować się nie jego płcią, ale właśnie charakterem, jakością hodowli i potwierdzonymi w rodowodzie rodzicami. Wówczas minimalizujemy ryzyko przygarnięcia zwierzęcia, z którym nie będziemy sobie w stanie poradzić. Żródło: https://koty24.pl/o-kotach,ac414/kocur-czy-kotka-trudny-wybor-dla-poczatkujacego-wlasciciela,3695

Wczesna kastracja kotów już od lat budzi wiele kontrowersji. Przedstawiana przez niektórych jako „fanaberia rodem ze Stanów”, lub wymysł hodowców zazdrosnych o swoje ewentualne dochody, w rzeczywistości jest jedynym skutecznym sposobem na ograniczenie nadmiernej populacji zwierząt domowych, również tych rasowych, a przede wszystkim swobodnie wychodzących kotów domowych. Przyczyną śmierci numer jeden wśród bezdomnych kotów i psów pozostaje eutanazja. Schwytane i zatrzymane w schroniskach, mają niewielkie szanse na adopcję, i wiele z nich kończy życie przedwcześnie. Koty, które pozostają na wolności, umierają młodo z powodu chorób, niedożywienia, lub pod kołami samochodów. Dlatego to z myślą o nich przede wszystkim zaczęto w latach 80-tych ubiegłego wieku badania nad wczesną kastracją kotów. Początkowo poddawano zabiegowi przede wszystkim zwierzęta ze schronisk, tak, aby adoptowane przez nowych właścicieli, nie były już narażone na przypadkowe rozmnożenie.

Przez wiele lat przedział 6-8 miesięcy był rekomendowanym wiekiem dla kastracji kotów. Nie ma żadnego naukowego powodu dla takiego akurat wieku, stał się on po prostu pewną „tradycją”. Tak długie trzymanie się schematu sprawiło, że wprowadzenie jakiejkolwiek zmiany jest obecnie bardzo trudne. Nawet pojawiające się co kilka lat, odświeżane i wzbogacane o nowe dane wyniki badań ponad półtora tysiąca już kotów, wykastrowanych przed ukończeniem 16 tygodnia życia, z których najstarsze mają już po 11 lat, z trudem przebijają się przez utarte szlaki i schematy.

Psy określa się jako 15 razy bardziej płodne od ludzi, natomiast koty jako 45 razy bardziej płodne – jedna kotka potrafi odchować w roku dwa mioty, przy długim i ciepłym lecie urodzić jeszcze trzeci – niech z każdego z tych miotów przetrwa choć jedna kotka, po roku mamy już na danym terenie 3-4 płodne kotki, z których po dwóch latach będzie już na tym samym terenie 9-12 kotek. To oczywiście przy bardzo skromnych założeniach, że z każdego miotu każdej kotki przetrwa i rozmnoży się tylko jedno kocię. Ile dodatkowych kociąt „zmajstrują” kocurki po takiej kotce… Nie mówię tu tylko o kotach domowych, nierasowych. Wiem z doświadczenia, że właściciele kotów rasowych bardzo często ociągają się z kastracją swoich pupili – bo pora nie taka, bo pieniądze, bo jeszcze nie było rujki, bo mój kocur nie znaczy, bo mój lekarz każe czekać, a mój to w ogóle mówi, że szkoda, bo taki ładny kot. Nie wszystkie koty rasowe to koty niewychodzące. Wiele z nich trafia do domów z ogrodami, i jeśli nie są w porę wykastrowane, potrafią zostawić po sobie ślad w bardzo wielu egzemplarzach, szczególnie kocury. Często też nowi właściciele, dla próby, „dopuszczają” kotki, żeby choć raz miały kocięta. Znalezienie nowych domów często ich przerasta, i w rezultacie bez trudu znajdujemy w schroniskach bezdomne koty „w typie rasy”, które urodziły się na wolności.

Przez lata oponenci wczesnej kastracji kotów wysuwali różne swoje obawy, jakie niebezpieczeństwa i późne efekty może wywołać kastracja przed osiągnięciem dojrzałości, a szczególnie ta dokonana przed ukończeniem 16 tygodnia życia. Wypunktowano kilka najważniejszych, zasadniczych kwestii, w których wczesna kastracja kota miała spowodować nieodwracalne i niezwykle szkodliwe następstwa. Poniżej przedstawię, jak do chwili obecnej, na podstawie systematycznych badań i porównań kotów kastrowanych wcześnie, przed ukończeniem 16 tygodnia, tych kastrowanych „tradycyjnie”, i niekastrowanych, wyglądają fakty w sprawach, których obawiano się najbardziej.

1) Problemy behawioralne.

Temperament i charakter kota to wypadkowa wielu czynników, w ogromnej przewadze tych genetycznych, w trakcie życia modyfikowanych przez środowisko, czyli krótko mówiąc warunki, w jakich kot się znalazł, jego opiekunów, inne koty, przyjazne bądź nieprzyjazne (z punktu widzenia kota) otoczenie. Zasadniczym elementem kształtującym kocie temperamenty jest dobór hodowlany. Kastracja jako taka jest ogromnym sprzymierzeńcem, ponieważ bardzo pozytywnie wpływa na behawior kotów, redukuje u nich popęd pchający je do włóczęgostwa i poszukiwania partnera (w 90%), agresję pomiędzy kocurami (w 60%), znaczenie (w 50%), przedłuża kocie życie o średnio 3-5 lat, i tworzy z kota lepszego kompana człowieka. Wczesna kastracja kota wzmacnia jeszcze te efekty. W miarę dojrzewania hormony płciowe mają poważny wpływ na zachowanie kota, bez względu na jego płeć. Wczesna kastracja pozbawia go okresu burzy hormonalnej, dzięki czemu znacznie łatwiej jest opiekunom kształtować jego charakter.

2) Otyłość.

To kolejny poważny argument, w swoim czasie wysuwany przeciwko kastracji jako takiej. Prawda jest taka, że na wystąpienie otyłości wpływ mają przede wszystkim dieta, poziom aktywności i wiek kota. Różne źródła podają, że kotki są dwukrotnie bardziej podatne na otyłość, ale żyją one dłużej, i generalnie są bardziej rozpieszczane, oczywiście w ujęciu statystycznym, jak to wynika z ankiet wypełnianych przez właścicieli. Zwierzęta kastrowane ogólnie potrzebują około 30% kalorii mniej, niż ich aktywni seksualnie pobratymcy. Skupianie się na kaloriach jest jednak pójściem w ślepą uliczkę, ponieważ kluczową sprawą jest jakość jedzenia i ruch. Badania nad bezdomnymi kastrowanymi kotami pokazują, że prowadzą one zdrowszy tryb życia, nie narażają się na bójki, nie podlegają wahaniom hormonalnym, i nie są wcale otyłe, w porównaniu do kotów niekastrowanych. Koty te mają jednak znacznie więcej ruchu, niż te przebywające w domach. Dobrze dobrana dieta i odpowiednia dawka ruchu zapobiegają otyłości u kastrowanych zwierząt, również tych niewychodzących. Ruch to na ogół czynnik, którego najbardziej brakuje kotom mieszkającym w domach na ograniczonej przestrzeni, jeśli nie jest ona dobrze zorganizowana, a właściciele nie mają czasu na odpowiednią dawkę naprawdę aktywnej zabawy ze swoim pupilem. Wczesna kastracja kota nie powoduje u niego innego, niższego zapotrzebowania na energię i ruch, niż kastracja przeprowadzona w tradycyjnym wieku 7-8 miesięcy.

3) Wzrost i kościec.

W badaniach na Uniwersytecie na Florydzie naukowcy ocenili również wzrost szkieletu, porównując 3 grupy kotów: wykastrowanych w wieku 7 tygodni, czyli naprawdę bardzo wcześnie, wykastrowanych w „tradycyjnym” wieku 7 miesięcy, i aktywnych seksualnie. Zwierzęta kastrowane wykazywały wolniejsze dojrzewanie osteoklastów, czyli komórek biorących udział w prawidłowym kształtowaniu się kości. Wolniejsze, ale nie nieprawidłowe, jak się tego początkowo obawiano. Jedynym następstwem opóźnionego dojrzewania osteoklastów mógłby być, teoretycznie, trochę dłuższy wzrost kości długich, ale nie zaobserwowano tego u kotów (natomiast rzeczywiście odrobinę dłuższe kości długie obserwuje się u wcześnie kastrowanych psów, podkreślam jednak, że nadmiernego wzrostu kości nie stwierdzono u wcześnie kastrowanych kotów, to znaczy nie znaleziono różnic w porównaniu do kotów kastrowanych tradycyjnie w 7 miesiącu, i tych niekastrowanych). Wzrost i wielkość kotów we wszystkich trzech grupach był porównywalny, bez względu na wiek kastracji. Osteoklasty u kastrowanych zwierząt dojrzewają około 8 tygodni później w stosunku do zwierząt niekastrowanych, a przyczyna tego opóźnienia nie jest do końca znana, co ciekawe, występuje ono w tej samej postaci zarówno u kotów kastrowanych wcześnie, czyli w badaniu był to 7 tydzień, jak i u tych sterylizowanych „tradycyjnie”, czyli w 7 miesiącu. Krótko mówiąc, opóźnienie dojrzewania osteoklastów i powolniejszy rozwój kośćca wystąpi zarówno u kotów kastrowanych wcześnie, jak i u tych kastrowanych w dowolnym momencie do osiągnięcia 7 miesiąca życia (tak naprawdę nie wiemy też, czy opóźnienie takie nie wystąpiłoby w przypadku kastracji wykonanej w dowolnym momencie przed osiągnięciem dojrzałości osteoklastów, czyli przed ukończeniem roku życia – średnio w tym wieku kończy się dojrzewanie osteoklastów u kotów niekastrowanych; zwierzęta wzięte do badań były kastrowane akurat w 7 miesiącu). Z punktu widzenia szybkości kostnienia szkieletu nie ma więc absolutnie żadnego znaczenia, czy wykastrujemy kota w hodowli (zwłaszcza, że nikt w hodowli nie robi tego tak wcześnie, moje koty poddane są zabiegowi jako 14 tygodniowe kocięta), czy zrobimy to sami u kota 7-8 miesięcznego, jak to jest najczęściej zalecane. Opóźnienie będzie takie samo, czyli średnio o 8 tygodni.

Kolejną obawą, niepotwierdzoną badaniami, był strach przed większą skłonnością do złamań głowy kości udowej u kotów, co wydawało się na początku logicznym następstwem późniejszego dojrzewania osteoklastów, i późniejszego zanikania chrząstek nasadowych kości długich. Badania nie potwierdziły jednak takiej zależności, nie wykazały większej ilości złamań, w ogóle ilość złamań w kocim świecie jest dość znikoma, bez względu na to, czy zwierzęta są kastrowane, czy nie, a jeśli tak, to w jakim wieku. Nie wiem, dlaczego w artykule, który pojawił się w „Życiu Weterynaryjnym” w roku 2006, pojawiają się enigmatyczne zdania w rodzaju „Istnieją doniesienia o zwiększonej skłonności do złamań kości udowych u kocurów”, nie poparte podaniem źródła tych doniesień, jakie złamania, w jakich okolicznościach. Zdanie, które wprowadza sporo zamętu, i które na pewno nie pochodzi ani z badań z 2004 roku, w którym wzięło udział 1660 kotów w różnym wieku, ani z późniejszych artykułów, sprawia, że i lekarze, i opiekunowie boją się wczesnej kastracji kotów. Ja sama się jej bałam, właśnie po przeczytaniu tego artykułu, i gdyby nie anglojęzyczne źródła z konkretnymi liczbami i danymi, bałabym się zapewne do dziś. Zdanie dziwi o tyle, że we wszelkich badaniach mierzących opóźnienie dojrzewania osteoklastów i zanikania chrząstek nasadowych wykazano, że akurat u kocurów jest ono naprawdę nieznaczne, a jest bardziej zauważalne u kotek. To cytat z raportu:

“Age at gonadectomy was not associated with the frequency of long-bone fractures in our study. One other study did find a small delay in closure of the proximal radial physis among early-age gonadectomized female cats, but if physeal closure is delayed, our results suggest that the delay does not result in more long-bone fractures. Furthermore, long-bone fractures in our study were rare overall, suggesting that physeal fractures are not a common problem for gonadectomized cats in general.”

„Wiek kastracji nie został w żaden sposób skojarzony z częstością złamań kości długich w naszych badaniach. Inne badania potwierdziły nieznaczne opóźnienie zanikania chrząstek nasadowych u kotek, ale nawet w przypadku takiego opóźnienia, badania nasze sugerują, że opóźnienie to nie skutkuje zwiększeniem częstotliwości złamań kości długich. Co więcej, złamania kości długich były w naszych badaniach generalnie rzadkością, co sugeruje, że złamania takie nie są powszechnym problemem u kotów kastrowanych ogólnie rzecz biorąc.”

Podsumowując, mimo obaw, nie ma żadnego potwierdzenia, że wczesna kastracja kota spowoduje nieprawidłowy rozwój jego kośćca. Przedłużenie procesu kostnienia o 8 tygodni, w perspektywie kilkunastu lat życia kota, nie ma żadnego znaczenia, jeśli chodzi o jego wielkość czy prawidłową mineralizację kości.

Androgeny mają wpływ na masę mięśniową, ale i tutaj wiek kastracji nie ma wpływu na ostateczną jej wielkość – masa mięśniowa zmniejszy się po kastracji u kotów kastrowanych późno tak czy inaczej, i jej ostateczna wielkość jest porównywalna u wszystkich kotów kastrowanych bez względu na wiek kastracji, bo rozrost mięśni, w przeciwieństwie do kośćca, nie jest dany raz na zawsze. Zwiększaniu masy mięśniowej u kotów kastrowanych na pewno sprzyjał będzie ruch. 

4) Drogi moczowe.

Kastracja jako taka przez wiele lat obwiniana była o choroby układu moczowego kotów, dopóki danych z gabinetów weterynaryjnych, do których trafiają przecież przede wszystkim właściciele kotów trzymanych w domach, czyli kastrowanych, nie zestawiono z badaniami kotów wolno żyjących, niekastrowanych. Obawiano się, że cewka moczowa u kocurów nie rozrośnie się odpowiednio, że będzie zwężona, a to z kolei prowadzić będzie do zatorów i chorób w jej obrębie, a w konsekwencji w pęcherzu moczowym. Okazało się, że średnica cewki moczowej była podobna we wszystkich trzech grupach kotów, a cewki zwężone, predysponujące do schorzeń dolnych dróg moczowych, trafiały się i u kotów niekastrowanych. Penis wysuwał się w pełni u wszystkich kastrowanych kotów biorących udział w badaniu. Dziś już wiemy, że skłonność do chorób dróg moczowych zależna jest od bardzo wielu czynników, a jednym z najważniejszych wydają się niewłaściwa dieta, niedostosowanie warunków otoczenia do wymagań kotów, i wynikający z tego przewlekły stres. Ruch i dieta stają się znów najważniejszymi sprzymierzeńcami w zapobieganiu chorobom dolnych dróg moczowych, a szczególnie pilnowanie prawidłowego pH moczu.

5) Aspekty medyczne.

Bardzo wiele osób, w tym również lekarzy, zwyczajnie boi się kastrować kocięta, ze względu na niedostateczny sprzęt bądź brak doświadczenia. Na pewno idealnym rodzajem narkozy dla kociąt jest narkoza wziewna, ale mój lekarz akurat taką aparaturą nie dysponuje, i wiem, że nie jest to warunek konieczny, chociaż na pewno mile widziany. Kocięta znacznie szybciej wychodzą z narkozy, właściwie jeszcze tego samego dnia biegają z rodzeństwem, w przypadku kotek nie obserwowałam też nigdy żadnych problemów czy depresji związanych z noszeniem kubraczka (moje kocięta mają zakładane tradycyjne szwy, więc ubranko jest konieczne). Po prostu przez kilka pierwszych godzin przyglądają się trochę zdziwione nowej szacie, a po odkryciu przy pierwszym jedzeniu po zabiegu, że nie przeszkadza to w niczym napełniać brzuszka, śmigają w ubrankach, jakby się w nich urodziły. Sama rana pooperacyjna goi się błyskawicznie, i jak dotąd nie obserwowałam (odpukać!) żadnych komplikacji u moich wcześnie kastrowanych kociąt. Wczesna kastracja kotów zabezpiecza je też w 100% przed nowotworami sutków i ropomaciczem, co jest bardzo cenne, bo zdecydowana większość kocich nowotworów to nowotwory złośliwe.

Na pewno wiedza o wczesnej kastracji kotów, jak każda nowa wiedza, potrzebuje czasu, żeby i lekarze, i właściciele spokojnie i rozsądnie podeszli do tematu. W końcu niegdyś zalecenia co do mycia traktowane były jako herezja, dziś się uśmiechamy, ale jeszcze w XVII wieku lekarze odradzali kąpiele strasząc, że mogą one prowadzić do przeziębień, zapalenia płuc, a w konsekwencji do śmierci. Ja sama nie należałam do ślepych zwolenników wczesnej kastracji kotów, co ma tę zaletę, że mam dość szeroki przekrój, jeśli chodzi o koty kastrowane w różnym wieku, a ponieważ utrzymuję kontakt z moimi właścicielami, wiem, jakie schorzenia jakim kotom się przytrafiły, i zestawić je z czasem kastracji. Na moim niewielkim podwórku potwierdzają się wszystkie dane z przytoczonych przeze mnie badań. Aż szkoda, że nikt z lekarzy nie chce podjąć współpracy z hodowcami, tak łatwo byłoby monitorować losy i zdrowie kotów…

Moje podsumowania i refleksje.

W ciągu 15 lat hodowania urodziło się u mnie ponad 170 kotów. 18 z nich wykastrowane zostało późno, w okresie od 8 miesiąca do roku, a niekiedy nawet ponad roku (zależało to od lekarzy właścicieli moich kociąt, którzy bardzo różnie ustawiali terminy kastracji). Niektóre koty zostały u mnie w hodowli, więc nie zostały wykastrowane, albo zostały wykastrowane bardzo późno, jako kilkuletnie zwierzęta, a 150 zostało wykastrowanych przed wydaniem. Opóźnione kostnienie, potwierdzone zdjęciem RTG w wieku 10 miesięcy, stwierdzone zostało u mojej pierwszej kotki hodowlanej – Clara okazała się kotką bardzo wolno rosnącą i dojrzewającą. Nie ma u niej mowy o wczesnej kastracji – przeszła na emeryturę dopiero w wieku 6 lat. Podobny problem z wolnym wzrostem i dojrzewaniem kośćca, pojawił się raz u jednej z jej córek, u jednego z jej synów, i raz u jednej z jej wnuczek, co według mnie wskazuje na genetyczne podłoże. Syn wykastrowany został w wieku 8 miesięcy, córka wykastrowana została jako kotka półroczna, wnuczka wykastrowana została przed opuszczeniem hodowli, w wieku 13 tygodni. Wszystkie wyrosły na duże i silne koty, ale są wrażliwe na dietę, trzeba je bardzo starannie suplementować, i najwyraźniej nie termin kastracji, bardzo różny w przypadku całej czwórki (6 lat, 8 miesięcy, 6 miesięcy, 13 tygodni) był powodem ich wolniejszego wzrostu.

Jeśli chodzi o problemy z drogami moczowymi, to i tutaj mam 1:1, czyli leczenie zapalenia pęcherza moczowego, jedno u kota kastrowanego późno, i jedno u kota kastrowanego jeszcze u mnie. Inną sprawą jest, że zdecydowana większość opiekunów moich kotów to osoby bardzo zdyscyplinowane, wykonują okresowe badania moczu i niektórzy wyłapali w porę na przykład podwyższone pH moczu, co bez korekty diety doprowadziłoby zapewne do schorzeń pęcherza w postaci piasku, kamieni, a w konsekwencji infekcji, czyli teoretycznie mielibyśmy kota kastrowanego z problemami dróg moczowych. Jak jednak widać, nie kastracja, czy jej termin, byłyby tego powodem. Zakwaszanie moczu to cecha indywidualna, różne koty na tej samej karmie potrafią mieć bardzo różne pH moczu, i nie ma to żadnego związku z terminem kastracji. Zaniedbanie kontroli pH moczu może mieć natomiast bardzo poważne konsekwencje, bo zbyt wysokie pH nie tylko sprzyja rozwojowi bakterii, ale również wytrącaniu się kamieni i piasku w pęcherzu. Do podobnych rezultatów prowadzi brak kontroli nad ilością wypijanej przez kota wody, zwłaszcza, jeśli jest to kot jedzący głównie suchą karmę – większość takich kotów pije za mało, co również sprzyja rozwojowi chorób dolnych dróg moczowych. Kot, który pije zbyt mało to taki, w którego pęcherzu mocz zalega bardzo długo, i stanowi doskonałą pożywkę dla bakterii, które rozwiną się tym szybciej, im wyższe pH będzie on miał. Kot, który sika raz bądź dwa razy dziennie to kot, u którego należy się obawiać schorzeń dróg moczowych, bez względu na to, czy jest kastrowany, czy nie, i w jakim wieku kastrację przeprowadzono. 

Co do otyłości – no cóż, żaden z kotów w mojej hodowli nie jest otyły, nie była nawet czternastoletnia Clara, chociaż ostatnie 8 lat swojego życia spędziła jako kastratka. Kastratką jest również Borgia, która w tym roku kończy 13 lat, Arabica, ma lat dwanaście, i Fado, lat 11. Osiągnęłam to dietą ubogą w węglowodany i bardzo starannym zaplanowaniem przestrzeni domowej, dzięki czemu koty codziennie urządzają sobie dość intensywne gonitwy i zabawy, mają wiele sprzętów udających drzewa, i wspinają się na nie nawet najstarsi członkowie mojej kociej rodziny. Moje koty mają stosunkowo dużo ruchu, i wiem, że te właśnie czynniki – dieta i ruch – są kluczowe. Pisząc „dieta” nie mam bynajmniej na myśli karm dla kotów kastrowanych, ponieważ są one niskokaloryczne, z nadmierną ilością węglowodanów, których kot nie potrafi przerobić na nic innego poza tłuszczem, a niewielka ilość kalorii nie daje odpowiedniej dawki energii do biegania. Uważam, że diety dla kastratów są właśnie ślepą uliczką, prowadzącą do otyłości, a często i do niedoborów. W dietach tych jest wiele substancji, które mają przyspieszyć i ograniczyć wchłanianie, żeby nie doprowadzać do otyłości. Niestety, upośledzone wchłanianie nie działa jakoś wybiórczo, i koty na tych karmach często mają niedobory, nie chce im się biegać, więc po prostu jedzą, śpią, i tyją tak czy inaczej. Z punktu widzenia biologii kota nie ma podstaw, żeby jadł on inną karmę, o innym składzie, ze względu na wiek, bo dieta kota jest taka sama, gdy tylko zostanie on odstawiony od maminej mleczarni. Ale na temat diet i żywienia mamy inny wątek.

Jeśli chodzi o sprawy behawioralne, widzę ogromną korzyść z wczesnej kastracji kotów. Moje starsze koty miały okresy „odchodzenia” od właścicieli, mniej lub bardziej nasilone, gdy zaczynały dojrzewać. Kocury zaczynały znaczyć, kotki robiły się niedotykalskie i chudły jeszcze przed wystąpieniem wyraźnych objawów rujki, często robiły się nadpobudliwe i płochliwe. To normalne objawy, obserwujemy je często u naszych kotek hodowlanych. Oczywiście objawy te miały różne nasilenie, niekiedy nie były bardzo uciążliwe (wszystko też zależało od tego, jak długo dany weterynarz kazał czekać z kastracją). U kotów kastrowanych późno, szczególnie u kocurów, właściciele zauważali po kastracji wyraźny spadek masy ciała, odsunięcie się od człowieka, coś w rodzaju depresji – mieli „smutnego kota”. Na szczęście nigdy nie trwało to długo, najdłużej 2 miesiące, na ogół znacznie krócej, ale pokazywało, jak silnym wahnięciem dla organizmu było raptowne pozbawienie go hormonów w okresie ich bardzo wysokiego poziomu we krwi. Wiem, że niektórzy weterynarze uważają, że kot powinien całkowicie dojrzeć, tak psychicznie, i dlatego każą czekać z kastracją. Ja się z tym nie zgadzam, kot, z chwilą, gdy ma żyć pod jednym dachem z człowiekiem, będzie miał tym lepsze życie, im bardziej pro-ludzki i przyjazny będzie w stosunku do człowieka. Nie wszyscy bez problemu zgodzą się na wszelkie zachowania związane z seksualnością, a niektóre z tych zachowań pozostają, mimo przeprowadzonej kastracji, jeśli przeprowadzona zostanie ona zbyt późno. Można oczywiście dyskutować, czy ludzie tacy w ogóle powinni mieć kota w domu, ale taka dyskusja w większości przypadków przeprowadzana by była, gdy mleko jest już rozlane, czyli kot w domu jest. Wiele takich osób faktycznie odpowiada sobie, że nie, oni na kota gotowi nie są, i kot ląduje na dworze, bo przecież sobie poradzi. Wczesna kastracja kotów, pozostawiając je psychicznie kochanymi, dużymi dziećmi, jest najlepszym dla nich zabezpieczeniem dobrych, kochających, spokojnych opiekunów. 

Chciałabym wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy, o której na ogół nie mówi się, odsądzając hodowców kastrujących kocięta przed wydaniem od czci i wiary. To, że kastracja to konkretny koszt, wie każdy, chociaż nie zawsze uświadamia sobie, jakiego rzędu są to pieniądze. Oprócz pieniędzy jest jednak jeszcze coś, czego się już nie wycenia – praca włożona w opiekę po kastracyjną. To dodatkowe wolne do wzięcia w pracy, to nerwy i niepokój, czy wszystko dobrze się goi, to często ogromne psychiczne obciążenie, szczególnie dla opiekunów kotek. To prawda, że wcześnie kastrowane kocięta niezwykle szybko dochodzą do siebie, nie zmienia to jednak faktu, że hodowca bierze na siebie cały trud i odpowiedzialność za prawidłowo przeprowadzony zabieg i rekonwalescencję. W kategoriach finansowych, tak chętnie wysuwanych przez przeciwników wczesnej kastracji kotów, to również dłuższe, o 3-4 tygodnie, przebywanie kociąt w hodowli, i każdy, kto jest już właścicielem kota wie, jakie to dodatkowe koszty. Pomijając cenę samej kastracji, w przypadku kotek dochodzących w niektórych gabinetach do 300 zł, koszt jedynie wyżywienia kota 12 tygodniowego przez kolejne 3 tygodnie, to dodatkowe 200 zł wydane przez hodowcę na kociaka na samo tylko jedzenie, w każdym razie przy moim systemie żywienia i suplementowania, opartym głównie na w pełni zbilansowanej, pełnoporcjowej karmie mokrej. Na pewno więc decyzja o kastracji jeszcze w hodowli nie jest decyzją korzystną dla hodowcy z punktu widzenia ekonomii. To tak do przemyślenia dla wszystkich, którzy podsumowują naszą pracę jako jedną wielką pogoń za zarobkiem.

Autor: © Dorota Szadurska

Serdeczne jesteśmy wdzięczni Pani Dorocie za zgodę umieszczenia cennej lektury.

Zawartość przełącznika

Rośliny szkodliwe i trujące oraz inne produktu, które mogą zaszkodzić kotu Poniższa lista zawiera wykaz roślin, które mogą w większym lub mniejszym stopniu zaszkodzić kotu. Jest ona jednak bardzo długa i zawiera bardzo pospolite okazy, dlatego też nie zawsze można ustrzec kota przed kontaktem z nimi. Możemy jednak zredukować możliwość zatrucia do minimum rezygnując z trzymania w domu niektórych ozdobnych roślin, hodowanych zwykle w doniczkach i stanowiących dla kota największą pokusę. Na zatrucie szczególnie narażone są młode i ciekawe wszystkiego co je otacza koty. Inne nie wykazują żadnego zainteresowania roślinami i przez długie lata żyją spokojnie w ogrodach lub mieszkaniach, w których aż roi się od kwiatów i krzewów, z których wiele jest trujących (sama znam takie koty – śpią pod jednym z tych toksycznych żywopłotów i miewają się świetnie). Mimo to polecam tę listę – zwłaszcza zapobiegliwym.

Rośliny okolicznościowe i dekoracyjne
 
 Amaryllis sp.- amarylis, amarylek
 Celastrus sp. – dławisz, słodkogorz
 Chrysanthemum sp. – chryzantema, złocień
 Colchicum autumnale – zimowit jesienny
 Euonymus japonicus – trzmielina japońska
 Euphorbia milii – wilczomlecz
 E. pulcherrima – poinsecja
 Helleborus niger – ciemiernik
 Ilex sp. – ostrokrzew
 Phoradendron sp. – jemioła
 Solanum pseudocapsicum – ozdobna odmiana wiśni
 
 
Popularne rośliny domowe
 
 Alocasia sp.
 Aloe vera – aloes
 Azalea sp. – azalia
 Diffenbachia sp. – diffenbachia
 Dracaena – dracena, smokowiec
 Geranium
 Hydragea sp. – hortensja
 Hedera helix sp. – bluszcz pospolity (wiele jego odmian)
 Ligustrum sp. – liguster
 Narcissus sp. – narcyz
 Nicotiana sp. – tytoń ozdobny
 Philodendron sp. – filodendron
 Rhododendron Ficus sp. – różanecznik, rododendron
 
 
Rośliny ogrodowe i dziko rosnące
 
 Abrus precatorius
 Actaea spicata – czerniec gronowy
 Allium sp. – czosnek 
 Parthenocissus quinquefolia – dzikie wino
 Atropa belladonna – pokrzyk wilcza-jagoda
 Aconitum sp. – tojad
 Aesculus hippocastanum – kasztanowiec zwyczajny
 Arisaema triphyllum – obrazkowiec
 Awokado
 Kwiaty cebulkowe takie jak tulipan, hiacynt, irys
 Buxus sp. – bukszpan
 Cestrum nocturnum
 Clematis virginiana – powójnik wirginijski
 Conium maculatum – szczwół plamisty
 Convallaria majalis – konwalia majowa
 Cyclamen sp. – fiołek alpejski, cyklamen
 Daphne mezereum – wawrzynek wilczełyko
 Datura sp. – bieluń
 Delphinium – ostróżka
 Descurainia pinnata
 Digitalis purpurea – naparstnica purpurowa
 Dicentra cucullaria – biskupie serduszka
 D. spectabilis – ładniszka okazała, dicentra
 Ipomea purpurea
 Hydrangea sp. – hortensja
 Kalmia latifolia – kalmia wielkolistna
 Laburnum sp. – złotokap
 Lantana camara
 Lathyrus sp. – groszek 
 Ligustrum vulgare – ligustr pospolity
 Liliaceae – liliowate
 Lobelia sp. – lobelia
 Lupinus sp. – łubin
 Solanum lycopersicum  – pomidor (tylko część pnąca jest szkodliwa)
 Melia azedarach
 Grzyby – wszystkie gatunki mogą stanowić potencjalne zagrożenie
 Narcissus sp. – narcyz
 Nerium oleander – oleander
 Papaver sp. – mak
 Parthenocissus quinquefolia – winobluszcz pięciolistkowy
 Physalis sp. – miechunka
 Phytolacca americana – szkarłatka amerykańska
 Primula – pierwiosnek
 Prunus sp. – wiśniowate (wiele odmian, m.in. dzika wiśnia, morela,   brzoskwinia…)
 Ranunculus sp. – jaskier
 Rheum rhaponticium – rabarbar
 Ricinus communis – rącznik pospolity
 Robinia pseudoacaria – robinia akacjowa, grochodrzew
 Sambucus nigra. – bez (jagoda bzu czarnego)
 Sanguinaria canadensis
 Solanaceae – psiankowate (np. ziemniak ale również bieluń)
 Taxus sp. – cis – cała roslina
 Triglochin maritimum – świbka morska
 Rhus toxicodendron L. – czyli sumak jadowity
 Urtica sp. – pokrzywa
 Veratum viride – ciemiężyca
 Wisteria sp. – słodlin, glicyna, wisteria
 Ziarna jabłek (nasiona)
 
Inne substancje, których nie należy podawać kotu
 
 mleko (Koty nie mają odpowiednich enzymów, które rozkładają cukier w mleku, czyli laktozę. Przy braku tych enzymów, laktoza pozostaje niestrawiona, fermentuje w jelitach powodując biegunkę. Niektóre zwierzęta tolerują niewielkie ilości mleka, zaś inne żadnego. Jeśli wydaje się, że twój ulubieniec toleruje mleko, możesz mu dawać małe ilości. Lepiej jednak dawać mu specjalne mleko pozbawione laktozy.)
 czekolada
 kawa i ziarenka kawy
 herbata
 napoje zawierające kofeinę
 cebula (Cebula może powodować anemię u kotów, psów i innych zwierząt. Działa ona na czerwone ciałka krwi, które stają się sztywne i przestają poprawnie funkcjonować. Zjedzenie większej ilości tego warzywa przez zwierzaka może okazać się bardzo niebezpieczne.)
 czosnek
 kości z ryb, drobiu i mięsa (gotowane kości drobiu są łamliwe i mogą przebić kotu żołądek)
 ludzkie witaminy zawierające żelazo
 tłuste sosy
 sznurek nasączony tłuszczem (po pieczeniu mięsa)
 spleśniałe i zepsute jedzenie
 napoje alkoholowe
 grzyby
 karmy dla psów (Koty, w odróżnieniu od psów, są wyłącznie mięsożerne. Wymagają większego poziomu protein i tłuszczu niż psy, za to niższego poziomu węglowodanów.
Tak więc dając swemu kotu duże ilości psiego jedzenia pozbawiasz go wielu niezbędnych dla organizmu składników.)***
 ciasto drożdżowe
 Białka jajek (Częste dodawanie do kociego jedzenia surowych jajek może spowodować niedobór biotyny. Białko enzym, który powoduje, że biotyna nie jest przyswajana przez organizm. Brak biotyny objawia się problemami skórnymi, wypadaniem sierści, zahamowaniem wzrostu.)
 

Niektóre symptomy zatrucia rośliną:
 
 Ciągłe wymioty
 Biegunka
 Brak apetytu
 Jaśniejszy niż zwykle kolor dziąseł i języka
 Obrzmiały język
 Ból brzucha
 Konwulsje
 
Co należy robić?
 
Jeżeli zaobserwujesz u swojego kota jeden lub więcej z wyżej wymienionych objawów, bardzo prawdopodobne będzie, że zjadł on jakąś trującą roślinę. Takie zatrucie jest bardzo niebezpieczne i należy natychmiast szukać pomocy weterynarza. Spróbuj zidentyfikować roślinę, którą zatruł się kot i trzymaj pod ręką jej nazwę, kiedy będziesz dzwonił do lekarza. Ta informacja pozwoli na szybszą diagnozę i szybsze rozpoczęcie właściwego leczenia Twojego kota.
 
informacje pochodzą ze strony http://www.cats.alpha.pl

 

 

Dlaczego warto mieć w domu kota? To proste! Oprócz mnóstwa radości i miłości, kot przynosi dzieciom wiele korzyści. Oto 15 z nich!

Szczęśliwi posiadacze kotów (a raczej szczęściarze, którym kot pozwala ze sobą mieszkać!) nie potrzebują dowodów na to, że ten futrzany przyjaciel to sama radość. Oni już nie wyobrażają sobie życia bez mruczącego czworonoga. Niezdecydowanych trzeba przekonać. Te argumenty powinny rozstrzygnąć dylemat: zdecydować się na kota czy nie? Oto 15 korzyści dla dziecka, które mieszka z kotem.

Czy kot i dziecko to dobry pomysł?

Najlepszy! Jeśli zdecydujesz się zaprosić do domu kota, szybko przekonasz się, że to jedna z najlepszych decyzji w twoim życiu. Wbrew popularnym przekonaniom szerzonym przez wrogi obóz, koty przywiązują się do ludzi, są towarzyskie i w mgnieniu oka stają się najlepszymi przyjaciółmi rodziny. Kociak uczy odpowiedzialności, empatii, a nawet odpowiednich umiejętności społecznych: cierpliwości w kontaktach, łagodności, mówienia spokojnym tonem. To nie wszystko, korzyści z wychowywania dzieci z kotami jest więcej.

Dlaczego warto podarować dziecku kota?

Oto 15 najważniejszych powodów:

  • Kot obniża poziom stresu – zdaniem Anthei Appel, nowojorskiej naturopatki, wibracje powstające podczas mruczenia mają terapeutyczne działanie na zestresowanych domowników. Dzieci też są zestresowane i należy im pomóc.
  • Kot jest dobrym towarzyszem – może stać się najlepszym przyjacielem twojego dziecka, towarzyszem zabaw i pocieszycielem w chwilach troski.
  • Kot uczy empatii – empatii należy uczyć, bo to niezwykle ważne, żeby dziecko uwrażliwiło się na potrzeby i uczucia innych ludzi. Czasami trudno jest sprawić, żeby dziecko było empatyczne i tutaj z pomocą przychodzi kot! Dzięki temu mięciutkiemu i mruczącemu przyjacielowi dziecko nauczy się szacunku dla innych i uważnej obserwacji mowy ciała.
  • Kot rozbudza ciekawość dziecka – jak to jest z tym ogonem, dlaczego raz jest puszysty, raz nastroszony? Czy machanie ogonem oznacza radość jak u psa? Dlaczego mój kot nienawidzi wody, a kot Amelki lubi kąpać się w umywalce?
  • Kot zmniejsza ryzyko alergii – badania wykazały, że w rodzinach, w których był kot jeszcze przed narodzinami dziecka, rzadziej rozwijała się u dziecka alergia.
  • Kot = mniejsze ryzyko astmy — Amerykańska Akademia Alergii, Astmy i Odporności donosi, że dzieci, które na wczesnym etapie życia mają kontakt z kotami, są mniej narażone na wystąpienie objawów astmy.
  • Rozrywka – nie oszukujmy się! Kot w domu to też tona zabawy! Polowanie, gonitwy, chowanie się do pudełek, to lepsze od najlepszych seriali komediowych! Nie jesteś pewna? Odpal YouTube i wpisz w wyszukiwarkę „śmieszne koty”. A nie mówiłam?
  • Koty uczą odpowiedzialności – opiekowanie się zwierzątkiem domowym to duża odpowiedzialność. Nie powinniśmy pozostawiać tego dziecku, ale warto włączyć je do dbania o czworonożnego domownika. Dziecko może codziennie karmić swojego kotka i wyczesywać mu futerko. Zmianę żwirku w kuwecie zostawmy jednak sobie!
  • Kotek jest najlepszym pocieszycielem – kiedy dziecko pokłóci się z najlepszym przyjacielem, pogniewa na mamę, stłucze kolano czy musi zostać w domu z gorączką, kiedy w przedszkolu odbywa się bal przebierańców, przytulanie się do mięciutkiego, mruczącego przyjaciela przynosi ukojenie.
  • Aktywność fizyczna – dzięki kotu nie musisz się martwić, że twoje dziecko będzie siedzieć całymi dniami przed ekranem telewizora czy tabletu, domowy kotek zna najlepsze sposoby na zachęcenie dziecka do aktywnej zabawy!
  • Kot przyciąga przyjaciół – koty są słodkie i basta. A kto nie chciałby zobaczyć ślicznego mruczusia? Ani się obejrzysz, a twoje dziecko będzie miało nowych przyjaciół, którzy chętnie będą je odwiedzać, by pogłaskać waszego kotka.
  • Kot uczy cierpliwości – napisałam wyżej, że koty są świetnymi kompanami. Nie wycofuję się z tego! Należy jednak pamiętać, że koty są również indywidualistami i cenią sobie własną przestrzeń i samotność. Dzięki temu dziecko ma szansę nauczyć się, że czasami trzeba poczekać na zabawę z kotkiem i że jego potrzeby nie zawsze mogą być zaspokojone od razu. To lekcja, która na pewno przyda mu się w życiu.
  • Koty uczą dzielenia się – twoje dziecko za nic w świecie nie chce dzielić się swoimi zabawkami, przysmakami, przestrzenią? To zmieni się przy kocie! Ani się spostrzeżesz, a kot zamieszka w pokoju twojego dziecka, w pudle z pluszakami, na poduszce, w łóżeczku.
  • Kot uczy miłości – to chyba najważniejsza korzyść z posiadania kota. Nauczy dziecko, jak kochać i być kochanym.
  • Kot pozwala zrozumieć cykl życia – śmierć domowego pupila to wyjątkowo smutne przeżycie dla dziecka. I chociaż chcielibyśmy za wszelką cenę uchronić nasze dzieci przed przeżywaniem smutku, nie powinniśmy tego robić, bo smutek jest częścią życia. Śmierć zwierzęcia może być lekcją o kruchości i wyjątkowości życia.
 
Pamiętaj! Kot jest żywym stworzeniem, nie zabawką. Dlatego upewnij się, że twoje dziecko wie, jak się z nim obchodzić. Kontroluj sposób, w jaki bawi się z kotem, jak go podnosi, nie pozwól, żeby robiło coś, co stresuje kota lub sprawia mu ból. Dzięki temu możesz być pewna, że wasze życie z kotem będzie pełne radości i mruczenia!
 
 
na podstawie: “Getting a domestic cat: 15 benefits for your kids”, care.com

autor: Karolina Stępniewska

Koty są absolutnie fascynującymi zwierzętami. Bardzo szybko podbijają serca swoich opiekunów, nawet tych którzy określają się jako zagorzali „psiarze” o kotach mający mniemanie dość niskie. Sama zaliczałam się do tej grupy przed wieloma laty 🙂 Prawda jest jednak taka, że przy bliższym poznaniu okazje się że kotu wcale nie jest obojętna obecność człowieka, że przywiązuje się do swojego opiekuna, że tęskni za nim, że człowiek jest dla niego ważny, i to bynajmniej nie jedynie w kontekście codziennego napełniania misek. Nie jest to psia „stała gotowość” ale wyciszona radość i wyraźne pragnienie przebywania w obecności ukochanego człowieka, gotowość do rezygnacji z drzemki w ulubionym fotelu tylko dlatego że opiekun poszedł do kuchni i trzeba za nim podążyć, radosne powitania w drzwiach, układanie się do snu na poduszce obok naszej głowy. To wszystko sprawia że jeden kot bardzo szybko przestaje nam wystarczać. Wydaje nam się, że skoro nasz kot dużo czasu przesypia, to na pewno mu się nudzi i potrzebuje towarzystwa. Opiekun często dochodzi do tego wniosku widząc jak intensywnie kot ciągle doprasza się zabawy i uwagi. Decyzja o drugim, a potem trzecim i kolejnym kocie wydaje się prosta i logiczna. Prawda jest natomiast taka, że kot fizjologicznie przeznacza większość doby na sen, najczęściej jest to ten czas kiedy jesteśmy w pracy, a gdy z niej wracamy, włącza się do naszego życia i doprasza naszego towarzystwa dla nas samych, a nie z powodu tego że nie ma w naszym domu drugiego kota. Drugi kot sprawi że naszej uwagi będą się dopraszały już dwa 🙂

Zanim pomyślicie Państwo o kolejnym kocie, proszę zapoznać się z tym artykułem do końca, wyważyć wszystkie za i przeciw i podjąć naprawdę mądrą decyzję, nie pod wpływem chwili i zobaczonego właśnie słodkiego kociaczka. Ta zakładka napisana jest nie z punktu widzenia hodowcy, ale z punktu widzenia kociego behawiorysty którym jestem niezależnie od prowadzenia hodowli. Nie mam na celu zniechęcenia nikogo do dokocenia jako takiego (sama mam 10 kotów i wiem, że można pogodzić więcej niż jednego w swoim domu), chcę tylko żeby dobrze ocenić swoje szanse na udane dokocenie i zrobić wszystko, żeby ułatwić kotom wspólne życie.

Koty, w przeciwieństwie do psów, nie są zwierzętami stadnymi, nie są zwierzętami społecznymi. Są zwierzętami terytorialnymi, co znaczy że każdy „nowy” w naszym domu będzie dla nich intruzem. Instynkt terytorialny ma różną siłę u różnych kotów, dla jednych przestrzeń prywatna musi być duża i nie są w stanie zaakceptować na niej nikogo innego, dla innych ogranicza się do poduszki na oknie bądź naszych kolan. W zależności od siły tego instynktu nasz kot łatwiej bądź trudniej pogodzi się z „tym drugim”. W hodowlach bardzo starannie prowadzimy dobór na koty, które przecież często będą musiały odnaleźć się w grupie, żeby i w Państwa domach łatwiej było im przyjąć nowych domowników. Najlepszy jednak nawet dobór nie zmieni natury kota – kot jest zwierzęciem terytorialnym, i poza nielicznymi gatunkami, jak lew, nie żyje w grupach, ani tym bardziej w zorganizowanych społecznościach. Przybycie kolejnego kota ZAWSZE wywraca świat naszego pupila do góry nogami.

Co decyduje o tym, czy koty się zaakceptują? Nie ma, niestety, absolutnie jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Koty są niewolnikami zapachów, często nie są w stanie zaakceptować jakiegoś kota bo wydziela na przykład za mało „przyjaznych” feromonów, generalnie nie pachnie drugiemu kotu pokojowo. Oczywiście nie mamy na te sprawy żadnego wpływu. Wiele z kotów które nie były w stanie zaakceptować obecności innych kotów i uchodziły za agresorów miały w rzeczywistości poważnie uszkodzony bądź niedorozwinięty narząd Jakobsona, w którym normalnie znajdują się receptory kocich feromonów. Brak prawidłowego „odkodowania” zapachu drugiego kota budzi lęk, a za nim zawsze podążają zachowania agresywne. Na pewno źle rokują koty które uciekają i chowają się pod kanapami gdy przychodzą do nas goście. Kot nie ma obowiązku łasić się do każdego obcego, ale jako zwierz z natury ciekawski na ogół przychodzi przynajmniej sprawdzić kto przyszedł i co przyniósł. Jeśli nasi goście o istnieniu kota wiedzą tylko z naszych zapewnień, jest to złe rokowanie co do dokocenia. Chyba, że nasze mieszkanie jest po prostu zbyt ubogie nawet dla tego jednego kota – może się okazać, że dorobienie przestrzeni nad podłogą sprawia że kot nabiera pewności siebie, i zaakceptowanie „tego drugiego” staje się jak najbardziej realne. Więcej o organizacji przestrzeni, niezbędnej nawet przy jednym kocie, piszę w zakładce “Dom przyjazny dla kota”.

Jak się przygotować? Z czym wiąże się decyzja o kolejnym kocie?

Przede wszystkim, przed powiększeniem naszej kociej rodziny zastanówmy się czy podołamy finansowo. Odsyłam do zakładki „Koszty utrzymania kota”, chociaż przy założeniu że obecną zakładkę czytają osoby które już kota mają, teoretycznie nie powinno być to potrzebne. Oczywiście najczęściej nie jest tak, że przy drugim kocie koszty utrzymania podwajają się matematycznie, nie jest to wzrost o 100%, ale o jakieś 70-80% na pewno. Koszty zużycia żwirku, szczepienia czy badania okresowe to wydatki „sztywne”, i one się zwyczajnie podwajają, tutaj żadna oszczędność nam się nie przytrafi. Z jedzeniem już tak na ogół nie jest, drugi kot niejednokrotnie zmniejsza nasze straty bo dojada to, czego nie chciał jeść ten pierwszy. Trzeba jednak liczyć się z tym że niekiedy koszt ten się podwoi, albo okaże się, że nasz nowy kot będzie w utrzymaniu droższy od tego pierwszego (inna karma, inny sposób żywienia, jakaś szczególna dieta). Nad tym jednak nie będę się rozwodzić, zainteresowanych odsyłam do „Kosztów utrzymania kota”.

Najważniejsze jest zapanowanie nad poprawnymi relacjami pomiędzy kotami. Żeby zapewnić więcej niż jednemu kotu dobre samopoczucie musimy z każdym kolejnym kotem dostawić kuwetę. Jeśli dom lub mieszkanie są duże, kuwet powinno być więcej niż ten matematyczny przelicznik (dotyczy to również sytuacji, gdy mamy tylko jednego kota). Jeśli dom lub mieszkanie są wielopoziomowe, każdy z poziomów traktujemy jak osobne mieszkanie, czyli znów ilość kuwet powinna się zwiększyć. Jeśli chodzi o miejscówki, to ilość atrakcyjnych z punktu widzenia kota legowisk to według mnie ilość kotów x 3, znów oczywiście w pewnym uproszczeniu, ale na pewno musi ich być znacznie więcej niż kotów. To nie znaczy że mamy dokupić kilka drapaków, chodzi o udostępnienie bądź dostosowanie dodatkowych legowisk, półeczek, lub już istniejących miejsc w obrębie naszych mebli (góra szafy, czy kredensu), najlepiej wkomponować wszystko w jakieś logiczne ciągi po których kot mógłby się przemieszczać bez dotykania podłogi. Są to absolutnie podstawowe sprawy, koty muszą mieć możliwość psychicznego oddzielenia się od siebie i bezkolizyjnego mijania się w naszym domu. Bez tego nie mamy w zasadzie szans na pokojowe współżycie dwóch kotów, a o większej ilości lepiej od razu zapomnieć. Nie przypadkiem używam słowa “pokojowego”, dla wielu ludzi fakt, że ich koty rywalizują o miejsca, przeganiają się i biją, nie stanowi problemu, dopóki “nie leje się krew”. Zapewniam, że dla kotów przepychanki i ciągła rywalizacja już problem stanowi, i to bardzo poważny, kończący się niejednokrotnie chorobami bądź depresją. Oczywiście najbardziej cieszy widok, gdy leżą blisko siebie, ale to raczej wyjątek niż norma, a często tak naprawdę nie świadczy wcale o wzajemnej miłości kotów, a o upodobaniu tego samego miejsca i braku drugiego, równie atrakcyjnego. Poznamy to po tym że dość szybko jeden z kotów opuszcza wspólne legowisko. O tym jak rozplanować przestrzeń dowiecie się Państwo ze wspomnianej już wyżej zakładki „Dom przyjazny dla kota”

Innym elementem wspólnego życia kotów jest karmienie. Idealnie jest jeśli koty dostają jedzenie na osobnych talerzach/miskach. Miski z jedzeniem powinny być rozproszone w różnych pomieszczeniach, to zresztą powinno mieć miejsce i przy jednym tylko kocie. Ta sama zasada dotyczy też naczyń z wodą, jak najwięcej, różnych kształtów i wysokości, w różnych miejscach w całym domu/mieszkaniu. Największym komfortem dla kota jest posiadania własnej, odrębnej przestrzeni, dotyczy to zarówno odpoczynku, jak i jedzenia. Nie walczymy więc absolutnie o karmienie w jak najmniejszej odległości, to w żadnym wypadku nie jest wyznacznik dobrych bądź złych relacji pomiędzy kotami, za to może być źródłem stresu i frustracji przy jedzeniu. Wiele kotów, które opiekunowie uważają za “wybredne”, tak naprawdę odchodzą za szybko od miski, bo irytuje je “oddech na plecach” ciamkającego tuż obok towarzysza. Są więc podwójnie sfrustrowane, bo nie dość, że zdenerwowane warunkami panującymi w jadłodajni, to jeszcze w dodatku niezupełnie najedzone. Inne zaczynają z powodu tej samej irytacji jeść za szybko, żeby jak najszybciej ta niemiła sytuacja się skończyła. Koty potrzebują własnych przestrzeni nie tylko w odniesieniu do spania czy wydalania, ale również do jedzenia, pamiętajmy o tym! Rozproszenie stref z jedzeniem bardzo pomaga w procesie dokocenia.

Najważniejsza jednak dla powodzenia jest organizacja przestrzeni, nie ma przed tym ucieczki, nie zastąpią jej żadne feromony, cudowne obróżki, a już na pewno nie tak znienawidzona przeze mnie i nigdy nie polecana izolacja. Rozbudowa przestrzeni jest absolutnie niezbędna, żeby dać dokoceniu szanse na powodzenie. Koty muszą mieć możliwość przyglądania się sobie z bezpiecznych miejsc, bez narażania się na spotkania jedynie na podłodze, gdzie trzeba się niebezpiecznie blisko minąć, żeby na przykład dostać się do jedzenia bądź do kuwety. Bez zapewnienia poczucia bezpieczeństwa, zaburzonego poważnie pojawieniem się drugiego kota, nie mamy wielkich szans na udane dokocenie, nie pomoże nam zamykanie kotów osobno, izolowanie, zamykanie i otwieranie drzwi czy noszenie w transporterach. Choćby było nie wiem jak długie, koty będą reagować na siebie źle, bo stale będą w stresie, że utracą swoje “dobra”.

Zaakceptowanie natury kota takiej, jaką jest, jest bardzo ważne dla ich dobrostanu i dobrego samopoczucia. Wiem że koty są cudowne, że na jednym na ogół się nie kończy, wiem że nasze serca są niezwykle pojemne. Kocie serca tak pojemne nie są i trzeba im bardzo pomóc pogodzić się z innymi kotami w naszym domu. Posiadanie większej ilości kotów to więcej obowiązków dla nas, obowiązków bardzo miłych, ale trzeba pamiętać że drugi kot nie jest żadnym panaceum na nudę pierwszego kota. Jeśli jesteście Państwo gotowi na takie wyzwania, na to że teraz więcej kotów będzie Was budzić nad ranem, że być może tupot ganiających się łapek będzie głośniejszy niż można było sobie wyobrazić, to jesteście zapewne gotowi na powiększenie rodziny o kolejnego kota.

Teraz najważniejsza sprawa, czyli zabawa kotów.

To, że nasz kot się nudzi, może oczywiście być prawdą. Podkreślam jednak że to my jesteśmy odpowiedzialni za zagospodarowanie czasu naszych kotów, nieważne, jednego, dwóch, czy trzech. Znudzony kot oczywiście zacznie się bawić kosztem tego drugiego jeśli będzie od niego silniejszy. Piszę celowo „kosztem” ponieważ koty zasadniczo nie bawią się razem, nie potrafią „udawać”, w przypadku kontaktu fizycznego zawsze pojawia się pokusa „zapolowania”, co jest ogromną przyjemnością dla „polującego” i źródłem równie ogromnego stresu dla „upolowanego”. Kocięta też tego nie potrafią, ich zabawa potrafi być brutalna i ja osobiście nawet maluchom na takie zapędy nie pozwalam. Większość ludzi uważa że koty bawią się podobnie jak psy, w zapasy, przewracając się i turlając. Nie jest to jednak prawdą, psy wiedzą że to „udawanie”, nawet nie zaciskają szczęk na sobie, po prostu jako zwierzęta społeczne znają „zasady gry”. Koty to koszmarnie poważne stworzenia…

Dorosłe koty się ze sobą nie bawią, nie w takim znaczeniu o jakim myślimy, jedyna zabawa jaką znają koty dorosłe to ta w polowanie i upolowanie. To na pewno jest zabawne, ale jedynie dla polującego. Wiem, że ze swoimi poradami w tym względzie jestem w mniejszości, wiem, że pokutuje mit o docieraniu się kotów i “ustalaniu hierarchii”, ale jak sama nazwa mówi, jest to tylko mit, dla wielu naszych kotów źródło krzywdy i tolerowania cierpienia. O zabawie dorosłych kotów możemy mówić tak długo, dopóki nie dochodzi między nimi do kontaktu fizycznego. To znaczy jeden goni, goniony, gdy już się przestraszy, że może to jednak nie na niby, zatrzymuje się i odwraca – jeśli goniący również się zatrzyma, jest dobrze, niekiedy koty zamienią się rolami, pogonią w drugą stronę, i znów na taki sam znak zatrzymają – to jest w porządku. Jeśli wszystko skończy się na takich dwóch, trzech rundach, na otwartej przestrzeni, po czym koty się rozejdą, jest doskonale. Gdy jednak goniący się nie zatrzyma, skoczy na gonionego, przygniecie go do ziemi, wówczas kończy się obszar zabawy, a zaczyna prawdziwa próba sił. Gryzienie, szczególnie po łapach, nie jest już, niestety, żadną zabawą. W każdym razie nie dla gryzionego. I nie ma tu znaczenia, że “krew się nie leje”. To już JEST agresja. Na gryzienie nie wolno pozwalać, gryzienie jest zabawne jedynie dla gryzącego, a ponieważ wie, że porusza się po bardzo cienkiej linii, jest i dla niego źródłem ogromnego stresu.

Kot bawi się jedynie w polowanie, co znaczy że zabawa jest przednia dopóki któryś z nich zgadza się być “ofiarą”. To stan na mgnienie oka, bo jak powiedziałam, koty to koszmarnie poważne stworzenia, i odgłos biegnącego za plecami towarzysza bardzo szybko wywołuje w uciekającym lęk. W pewnym momencie “ofiara” mówi: “Stop”, jeśli “drapieżnik” tego nie słucha, mamy bójkę. Zazwyczaj niestety nie słucha, tak jest nakręcony świetną, jak dla niego, zabawą. Każda “ganianka” to potencjalna bójka, o ile jej nie kontrolujemy. Chyba że mamy szczęście i oba koty po dwóch, trzech zamianach rozchodzą się do swoich spraw. Niestety, to rzadkość, instynkt polowania jest u kota tak silny, że najczęściej nie jest on w stanie przerwać tego, co my, behawioryści nazywamy „łańcuchem łowieckim” (zaczajenie się ==>> wypatrzenie ofiary ==>> skok i pogoń ==>> schwytanie ==>> „zabicie”, czyli zaciśnięcie szczęk na ofierze), i nie jest to nic złego, to po prostu kocia natura. Są koty uważne, które szanują swoje granice, i potrafią przerwać pogoń, gdy “ofiara” się zatrzyma, ale powtarzam, to bardzo rzadkie przypadki. Naszym kotom możemy pomóc organizując odpowiednio otoczenie, udostępniając góry mebli, półki, zawieszone budki które podziałają jak “skrzyżowania”. Jeśli goniony może gdzieś wskoczyć, schować się, itp, to często naturalnie “wygasza” pościg i zabawa kończy się bez przejścia w etap fizycznych przepychanek. Lepsze są półeczki od budek, bo po wskoczeniu przez gonionego do takiej zamkniętej kryjówki może się okazać że polujący uzna to za świetny obrót zabawy, można teraz zapolować “przez dziurę”, co dla zablokowanego kota jest ogromnym stresem.

Przyrównując to do naszego, ludzkiego świata, to jak zabawa w berka, jeśli dobiegniemy do czegoś tam i krzyczymy “Zamawiam!”, goniący ma się zatrzymać, nie wolno mu już nas złapać. Wyobraźcie sobie, że tego nie robi, łapie Was, odciąga od Waszego “bezpiecznego miejsca”, krzyczy że jesteście złapani, jeszcze triumfalnie na Was siada. Co Państwo czujecie i jak się zachowujecie? Dla większości kotów polowanie jest tak fajne że nie słyszą tego “Zamawiam”. Jeśli opiekun dobrze zorganizuje zabawę kotów (zabawa to niekoniecznie bieganie, to jest atrakcyjne samo w sobie jedynie dla kociąt), instynkt “mordowania” jest zaspokojony i… mamy szansę nawet na chwilę czułości w postaci wzajemnego wylizywania się, po której koty rozchodzą się do swoich “stref”. To są te chwile bliskości na które koty sobie pozwalają, jak przyjście do nas na mizianki, jedne na więcej, inne na mniej.

W przypadku większej ilości kotów powinniśmy mieć zawsze pod ręką wędkę, piórka, coś co w przypadku utraty kontroli nad zabawą przez same koty pozwoli nam przekierować uwagę „drapieżcy” i dokończenie „polowania” właśnie na zabawce. Trzeba tylko pamiętać żeby kot miał możliwość schwytania i „zabicia” swojej ofiary, do wybiegania bardzo aktywnych kotów może więc posłużyć nam na przykład laserek, ale jest on jedynie elementem, którego możemy użyć do przekierowania uwagi, zawrócenia kotów z jakiejś niedobrze rozwijającej się aktywności. Gdy tylko nam się to uda, podsuwamy zabawkę “fizyczną”, realną, coś materialnego, na coś co kot może złapać zębami. Poradniki mówią, że po takiej porcji aktywności obowiązkowo karmienie, ale nie jest to prawda. Kot sam zdecyduje, czy jego potrzeba łowiecka już w pełni zaspokojona. Inaczej my nakarmimy, a kot będzie się bawił i polował dalej – instynkt łowiecki jest niezależny od głodu!

Wybawienie więcej niż jednego kota jest już sztuką. Koty zazwyczaj stosują się do zasady “kto przy piłce, ten ma fory”. Przy normalnych układach wymieniają się zabawką, najpierw jeden kot bawi się piórkami, drugi – trzeci patrzą, trzeba zabawką “odjechać” od pierwszego, podsunąć drugiemu, jeśli podejmie zabawę, wtedy na chwilę “wyłącza się” ten pierwszy. I tak na przemian.

Jeśli w grupie panują jakieś animozje, wtedy kot który z jakiegoś powodu nie lubi tego drugiego nie włącza się do takiego łańcucha, ewentualnie irytuje się że ten drugi kot też się włącza i nie bierze udziału w całym układzie. Trzeba się z nim bawić osobno, albo bardzo umiejętnie z grupą, ale uniemożliwiając zbyt bliski kontakt. Nadal niejako osobno. To jest trudne, bo koty “bez oporów i much w nosie” po odczekaniu kolejki podbiegają i próbują przejąć pałeczkę, co znów wywołuje irytację u malkontenta. Ważne jest przenoszenie zabawki od kota do kota. Jeśli są to piórka, trzeba je wysoko poderwać do góry, poza zasięg kocich łap, i na takiej wysokości szybko przenosimy do drugiego kota. Jeśli wędka będzie odpowiednio wysoko, koty natychmiast za nią nie ruszą, a jak zobaczą piórka przy łapach innego kota, przez chwilę zadziała “zasada piłki”. Koty-marudy, irytujące się obecnością innych kotów przy zabawie, najlepiej wybawić osobno, są wtedy szczęśliwe i podrygują jak kociaki.

Przy kociakach będzie trudniej, bo kocięta rzadko stosują się do zasady wymiany – pędzą na łeb na szyję, gdzie się da, i nie dają oddechu, nie szanują zasady, że zabawka jest aktualnie przy innym kocie, tylko bezceremonialnie ją odbierają. Dwa kocięta w jednym wieku nie stanowią problemu, ale już układ, jaki najczęściej mamy przy dokoceniu, czyli dorosły kot – kociak, to spore wyzwanie. Jeśli jest nas dwoje, powinniśmy dać radę 🙂

Jak zawsze, napiszę coś z własnego podwórka. Na wspólnym terenie na stałe mam 8 kotów (Fado i Django z przyczyn oczywistych nie są razem z kotkami), i nie ma między nimi zabaw z kontaktem, poza kociętami, ale one muszą się jakoś nauczyć, że ugryzienie boli, że jak ktoś piszczy, to trzeba go puścić, itp,. i kocięta nie boją się, że coś im się stanie. Ale nawet kociętom nie pozwalam na zapasy, i jeśli widzę, że ktoś bardzo, ale to bardzo chce mordować, a drugi kociak nie wie, jak się od niego uwolnić, biorę wędkę i go wybawiam. Przy okazji też całą resztę, bo jak napisałam kocięta, w przeciwieństwie do dorosłych kotów, nie ustępują sobie w pogoni za piórkami. Koty dorosłe ganiają się u mnie często po półkach, ale nie dopuszczam do kontaktu. Teraz już nawet nie muszę tego pilnować, bo nie nabrali złych nawyków, i są bardzo uważni. Gdy tylko słyszę ganiankę, jestem przygotowana, wędki na długich drucikach mam zawsze pod ręką, i gdy zobaczę błysk mordu w czyichś oczach, natychmiast przekierowuję jego uwagę na zabawkę i wybawiam do utraty tchu. Koty uczą się tak szybko, że nawet gdy nie mogę natychmiast wziąć zabawki, a widzę że krew w żyłach ruszyła, wystarczy że zawołam imię kota, i jest “zastopowany”, co daje obojgu chwilę oddechu i opamiętania. Nie wiem co to futro na podłodze, a koty nie mijają się stale kontrolując nawzajem swoje ruchy. Wzięcie drugiego kota nie zwalnia nas z obowiązku zabawy, w przeciwieństwie do udzielanych w różnych miejscach beztroskich rad że drugi kot rozwiąże problem nudy tego pierwszego; wręcz przeciwnie, tym bardziej musimy im ją zapewnić, żeby nie bawiły się swoim kosztem. Niestety, wiele osób nie widzi tego kosztu, wydaje im się że skoro nie leje się krew to jest OK.

Tolerowanie nieprawidłowych zachowań sprawia że zostają one utrwalone, a potem piszecie Państwo do mnie listy z prośbą o pomoc w rozwiązaniu problemu nagłej i niespodziewanej zmiany stosunków między kotami. W przypadku ogromnej większości tych listów okazywało się, że zmiana nie była ani nagła, ani niespodziewana, była jedynie eskalacją tego co właściciele oglądali na co dzień, a co lekceważyli, bo przecież “krew się nie lała”. Prawda jest taka że jak już się leje, to jest dramatycznie. Szansę na zmianę mamy dopóki do tego nie dopuścimy. Bo nawet jeśli się nigdy nie poleje, bardzo trudno jest nam potem dostrzec związek pomiędzy kotem żyjącym w stałym napięciu, czy ten drugi mnie zaraz zaczepi, czy dziś da mi spokój, a jego różnymi, nawracającymi, trudnymi do wytłumaczenia problemami zdrowotnymi. Życie w stałym napięciu jest źródłem wielu schorzeń i problemów, o czym dokładniej piszę w zakładce o stresie i jego skutkach.

Jak wprowadzać kolejnego kota?

Na pewno wiele osób mogłoby przedstawić wiele scenariuszy wprowadzania nowego kota, od banalnych, typu “wypuściłam, i było dobrze”, po kilkutygodniowe, żmudne przyzwyczajanie kotów do siebie. Ja uważam, że trzeba być przygotowanym na te najtrudniejsze scenariusze, jeśli poszczęści nam się, i znajdziemy się w grupie tych, którzy dokocenie przeszli w sposób niezauważalny, po prostu będziemy się cieszyć.

1. Na dokocenie trzeba wybrać okres, kiedy nasz kot rezydent jest w doskonałym zdrowiu i kondycji psychicznej. Nie powinno się wprowadzać nowego kota krótko po przeprowadzce, jakichś gwałtownych zmianach w naszym domu, krótko po urodzeniu dziecka, po kastracji rezydenta, po powrocie z wakacji, na których byliśmy z naszym rezydentem, itp. Spotkanie z drugim kotem to zawsze spotkanie z inną florą bakteryjną, innymi szczepami wirusów, które każdy z kotów nosi na sobie już “oswojone”. Dla drugiego kota ten zestaw jest zupełnie obcy, zarówno ten należący do rezydenta, jak i ten wnoszony przez “nowego”. W sytuacji, kiedy spotkanie z “tym drugim” jest zawsze źródłem stresu, za czym błyskawicznie idzie spadek odporności, nietrudno o infekcje, i wcale nie znaczy to, że któryś z kotów jest chory; najczęściej oczywiście takie oskarżenie pada pod adresem “nowego”, bo przecież do jego przyjazdu wszystko było dobrze. Przyrównałabym to do naszego wyjazdu na przykład do Egiptu, w którym po wypiciu nieprzegotowanej wody jesteśmy chorzy, niejednokrotnie naprawdę ciężko, a przecież mieszkańcy korzystają z niej na co dzień, i są jak najbardziej zdrowi. Nasze koty też muszą przywyknąć do swoich zestawów drobnoustrojów, dlatego tak ważne jest, żeby były w jak najlepszej kondycji. Ważne jest też budowanie odporności, czyli już na tydzień przed planowanym dokoceniem podajemy rezydentowi, jeśli jest to możliwe, preparaty podnoszące odporność, i kontynuujemy przez miesiąc po przybyciu “nowego”. Oczywiście to samo dotyczy nowego kota, bo i on zderzy się z nieznanym sobie światem drobnoustrojów. Stres związany ze zmianą domu, nowym kotem, poczuciem zagrożenia u rezydenta, to czynniki niezwykle sprzyjające zachorowaniu.

Nie polegamy na “obejrzeniu” rezydenta przez lekarza weterynarii!!! Robimy komplet badań krwi, dokładną morfologię i biochemię wraz z badaniem poziomu hormonów tarczycy – jej nadczynność potrafi zniweczyć nasze dokoceniowe plany. Badanie moczu, USG jamy brzusznej, dokładne obejrzenie jamy ustnej i usunięcie kamienia nazębnego, to absolutna konieczność przed zaplanowanym dokoceniem. Każda niewykryta przypadłość, ból związany ze stanami zapalnymi, będą wywoływały w rezydencie dodatkową niechęć do jakichkolwiek zmian w otoczeniu, i totalną niezgodę na drugiego kota.

2. Dobrze jest zaplanować sobie na ten czas kilka dni wolnego. Odradzam wypuszczanie nowego kota “na żywioł”, i czekanie, aż koty “same się dogadają”, jak to się ciągle spotyka w różnego rodzaju poradach. Nieakceptowalne z naszego punktu widzenia zachowania, których możemy się spodziewać na początku są normalne i nie świadczą źle o żadnym z kotów, ale ich utrwalenie jest niebezpieczne. Koty mogą na siebie syczeć, jeżyć się, nawet warczeć. Najczęściej na początek powinniśmy koty oddzielić, żeby pozwolić “nowemu” zaznajomić się chociaż z jakąś częścią naszego domu, żeby pomóc mu uporać się ze stresem związanym z wyrwaniem z dotychczasowego otoczenia, ale całkowite oddzielenie za zamkniętymi drzwiami powinno być dosłownie na jeden, maksymalnie dwa dni (chyba, że mamy bardzo dzikiego kota, ale wtedy należy się zastanowić, czy powinien on być w ogóle dokacany – według mnie nie powinien. Do dokocenia wybieramy kota o konkretnych kompetencjach społecznych, dobrze reagującego na człowieka). Proces dokocenia to podzielenie mieszkania na strefy oddzielone siatką – to umożliwia kotom bezpieczną obserwację, “uczenie się” siebie, tego jak się poruszają, jak się zachowują, że nie robią niczego groźnego. To znacznie ważniejsze, niż ciągłe izolowanie, obserwacja kotów przy siatce pozwala nam tez na ocenę tego, czy można im już robić sesje “na wspólnym terenie”, czy jednak jeszcze nie. Siatkę w przypadku bardzo trudnych dokoceń możemy okresowo zasłaniać, zostawiając oczka do podglądania, żeby koty czuły się “niewidzialne”. Po zdjęciu siatki reagujemy i oddzielamy koty, jeśli obserwujemy zachowania takie jak blokowanie, uniemożliwianie przejścia, pilnowanie kuwety, polowanie przy kuwecie na wychodzącego z niej kota, ataki łapami. W takim przypadku bardzo starannie dozujemy kontakty pomiędzy kotami, oddzielając je na “złapanie oddechu”, a już na pewno na czas, kiedy nie ma nas w domu. Przede wszystkim jednak szukamy przyczyn ciągłego pilnowania się i blokowania – siatka ich nie rozwiąże, jest tylko naszym sprzymierzeńcem, bo zapobiega złym zachowaniom, i daje nam czas na rozwiązanie problemu podstawowego. Najczęściej jest nim nieodpowiednia przestrzeń i deficyt zasobów – nie da się, jak już napisałam, przed tym uciec.

3. Naszym kotom na pewno pomogą syntetyczne feromony, na przykład Feliway wpięty w gniazdko; to spora inwestycja, ale bardzo pomaga, szczególnie rezydentowi (dokacamy się zazwyczaj kociakiem, a te bardzo szybko odnajdują się w nowym otoczeniu). Można też zakupić obróżki anystresowe, ale ja niechętnie ją zalecam, przyczyną zachowań nipożądanych w trakcie dokocenia jest stres i poczucie zagrożenia, a nie brak “biżuterii”. Poza tym może się okazać, że sama obróżka będzie dla niego na tyle irytująca, że zamiast wyciszyć, jeszcze pogorszy sytuację.

4. Doskonałą pomocą w oswajaniu kotów okażą się… kartony. Kartony poustawiać trzeba w pokoju, w którym przebywamy my i koty, do góry dnem, ze dwa-trzy co najmniej. Jeśli już mamy jakieś koty w domu, to oczywiście więcej. W kartonach trzeba wyciąć po dwa albo trzy otwory, żeby można było z nich spokojnie wyjść, i szparki przy podłodze, żeby zmieściły się łapki. Więcej niż jeden otwór to konieczność, żeby karton nie stał się pułapką dla kota, który do niego wejdzie, a drugi będzie na przykład zaglądał za nim. Ten pierwszy musi mieć możliwość wyjścia innym otworem. Szpary przy podłodze będą kusiły do zabawy “w łapki”, umożliwią naprawdę bliski kontakt, ale nie pozwolą na przemoc. Kartonów musi być kilka, jak z każdym innym “dobrem”, bo jeden stanie się kolejnym “punktem sporu”.

5. Pamiętajmy, żeby naprawdę dużo czasu poświęcać rezydentowi. Nowy kot jest jak nowe dziecko w rodzinie, uwaga wszystkich na ogół skupia się właśnie na nim, każdy bawi się i zachwyca nową, rozkoszną kuleczką. Tak naprawdę nasza uwaga musi być skierowana przede wszystkim na rezydenta, nie w sposób jakiś szczególny, ale właśnie z zachowaniem jego stałych, rutynowych zajęć i upodobań. Przybycie nowego kota jest wywróceniem uporządkowanego i doskonale ułożonego życia, tak z punktu widzenia naszego rezydenta, i powinniśmy zrobić wszystko, żeby uznał, że jego życie może się nadal toczyć tym samym rytmem, tyle, że obok będzie ktoś jeszcze. Podobnym przeżyciem dla kota, sprawiającym, że czuje się zagrożony, jest bardzo często przyjście na świat dziecka.

6. Przenoszenie zapachów – absolutnie niepotrzebne, a już na pewno nie robimy tego głaszcząc kota ręką, która przed chwilą głaskaliśmy “nowego”, czy kocykiem, czy jakimś innym źródłem zapachu nowego kota. To gwałt na rezydencie, kot ma nos, i bez takich zabiegów DOSKONALE wie, że w domu jest inny kot i jak pachnie! Dzieląc mieszkanie na strefy oddzielone siatką umożliwiamy m nie tylko zapoznawanie się ze swoimi ciałami, sposobem poruszania się, wydawanymi dźwiękami, sposobem zabawy, ale również identyfikację zapachu z jego źródłem. NIE ROBIMY NIC ZA KOTA, no jest to dla niego źródłem dodatkowego, niekiedy naprawdę dużego stresu.

Nie należy wypuszczać kotów “na żywioł”, na zasadzie, że “same mają się ze sobą dogadać”. Kotom na początku należy wydzielić strefy oddzielone siatką, a ich spotkania przy tak skonstruowanej barierze powie nam bardzo dużo na temat tego, jaką techniką przeprowadzić dokocenie. Jeśli rezydent jedynie obserwuje “intruza”, można dość szybko pod kontrolą robić bardzo krótkie bezpośrednie zapoznawcze sesje, po których dobrze jest rozdzielić, koty, żeby od siebie odpoczęły, a emocje opadły (ale tylko pod warunkiem dostosowania przestrzeni!). Jeśli rezydent nie kojarzy źle transportera, można go na chwilę w nim zamknąć, koniecznie postawić na wysokim meblu (nie na podłodze!), żeby kot w środku miał dobrą widoczność, i pozwolić zapoznać się z otoczeniem nowemu kotu. Rezydent będzie mógł się bezpiecznie przyglądać, obserwować “nowego”. Oczywiście to krótka sesja jedynie, nie zamknięcie za karę 🙂 Stosowana może być tylko u tych kotów, które na co dzień korzystają z transportera jako legowiska i lubią w nim na przykład spać, i tylko w tych przypadkach, gdy ciągle boimy się wypuścić nowego kota na stronę rezydenta w sposób otwarty. Zdecydowanie nie jest to rozwiązanie w przypadku kotów, którym transporter kojarzy się jedynie ze stresem związanym z wizytą u weterynarza, więc w praktyce prawie nigdy. Najcenniejsze jest oswajanie kotów do swojej obecności z możliwością oglądu, jeśli koty sobie tego nie życzą – wystarczy pójść w inną część strefy i zejść z oczu drugiemu kotu. Jest to jednak decyzja kota, dla którego poczucie sprawczości i kontroli nad swoim życiem jest kluczowe.

Jeśli jednak kontrolowane spotkania kończą się próbami ataku, wyraźnym polowaniem, wracamy do siatki i drążymy temat, dlaczego na przykład po miesiącu nadal mamy problem. Po miesiącu nie musimy mieć jeszcze jakiejś fantastycznej sytuacji, ale powinniśmy mieć wyraźny postęp.

Dokocenie to proces trudny również dla samych opiekunów, i swoją odporność psychiczną na stawienie czoła naprawdę nieprzyjemnym momentom też trzeba wziąć pod uwagę przy decyzji o wzięciu pod swój dach drugiego, bądź kolejnego kota. Nowy domownik to zawsze poczucie zagrożenia u rezydenta, który w początkowym okresie bardzo często odsuwa się od opiekunów, porzuca swoje dotychczasowe rytuały, przestaje przychodzić na kolana, do łóżka, niejednokrotnie syczy i warczy na ukochanego człowieka, nie rozpoznając go, przesiąkniętego obcymi zapachami. Okres odbudowy poczucia bezpieczeństwa jest niekiedy długi, i poczucie porzucenia, z jakim muszą zmierzyć się opiekunowie, jest dla nich niekiedy nie do udźwignięcia.

Trzeba również mieć świadomość, że dokocenie MOŻE SIĘ NIE UDAĆ. Są koty, które nigdy do końca nie pogodzą się z innym kotem na swoim terenie, i należy wtedy umieć pogodzić się z tym faktem, dla dobra samych kotów. Koty zmuszone do życia obok siebie, wbrew swojej woli, oczywiście się nie pozabijają. Będą wegetować w stałym lęku, jak człowiek w nieudanym związku, którego skutkiem na dłuższą metę jest jedynie smutek, depresja, i choroba. To sytuacje niezwykle rzadkie, bo większość kotów uczy się życia w grupie, niektóre potrafią nawet nawiązywać wyraźnie przyjaźnie z jakimś wybranym kotem. Nie zmuszajmy ich jednak do życia pod jednym dachem, jeśli z jakiegoś powodu nie dotyczy to naszych kotów.

I jeszcze mój mały, prywatny apel 🙂

Proszę zawsze bardzo dokładnie zastanowić się przed wprowadzeniem do domu drugiego, a już podwójnie zastanowić się przed wprowadzeniem każdego kolejnego kota do naszego domu. Nie należy robić tego pod wpływem namawiania przez znajomych, że drugi kot rozwiąże problem nudy tego pierwszego, że koty są takie fajne, niekiedy sami lekarze zalecają drugiego kota “do towarzystwa”. Lekarze weterynarii nie są behawiorystami, na temat zachowań kotów wiedzą na ogół niewiele (chyba, że ktoś przy okazji behawiorystą jest, ale takich połączeń na palcach jednej ręki), i nie mam do nich o to pretensji, bo są od innych rzeczy. Hodowcy też z racji tylko bycia hodowcą behawiorystami nie są. Podobnie nie zostaje się behawirystą tylko dlatego, że prowadzi się dom tymczasowy czy fundację. Krótko mówiąc, fakt posiadania kotów nie czyni z nas znawców ich natury, o czym sama na własnej skórze wiele lat temu się przekonałam. Ja jestem dość sprawną użytkowniczką komputera, sama prowadzę swoje strony, sama dostosowuję je graficznie według własnych potrzeb, ale programistki to ze mnie nie robi. Na forach czy w grupach społecznościowych wypowiadają się często jedynie te osoby, które wypowiadać się chcą, co nie jest żadnym gwarantem, że to, co mówią, ma jakąś wartość.

W związku z powyższym nie mogę pogodzić się z tym, jak wiele kotów w wyniku pseudo porad po prostu żyje w przewlekłym stresie, bo opiekunowie nie chcą przyjąć do wiadomości prawdy o kociej naturze, bądź nie mają gdzie zdobyć wiedzy na temat ich natury. Jak nie leje się krew, to znaczy, że jest w porządku. Jak się ściskają w jednym legowisku, to łatwiej się zachwycać, i pisać o jakiejś abstrakcji pod tytułem kocia miłość, zamiast zapewnić kotom drugie stanowisko, i pozwolić im na spokojny wypoczynek. Jak nie warczą, to znaczy, że nic się nie dzieje. Dziesiątki tego typu porad na pytania zaniepokojonych opiekunów, bo każdy kochający swoje zwierzęta, obdarzony elementarną empatią człowiek czuje podskórnie, że jednak coś jest nie tak.

Koty są na ogół w swojej agresji i rywalizacji bezgłośne, jak robią się głośne, to po prostu jest już fatalnie. Nie używają też, bez “postawienia pod ścianą”, całego swojego arsenału, bo są świadome swoich możliwości, i wiedzą, że jeśli posuną się za daleko, to w odpowiedzi otrzymają to samo, a nikt nie chce być naprawdę pogryziony czy podrapany. Zawsze podkreślam, że w trakcie tego, co tak beztrosko określane jest jako “zapasy”, jeden kot ma oczywiście doskonałą zabawę, bo zaspokaja swoją potrzebę polowania i “mordu”. Drugi kot ma już tej zabawy mniej, o ile nie wcale. Dla kota “ciemiężonego” przerwanie takiego łańcucha jest bardzo trudne, nie może po prostu odbiec, bo wie, że to sprowokuje pogoń, nie bardzo ma jak się “odgryźć”, bo jest słabszy/mniejszy/mniej przebojowy po prostu. Więc trzymają się koty w takim szachu, i gnębiony czeka, aż się to skończy. Jeśli jest to kociak, szybko znów będzie go rozpierać energia, i pragnienie zapolowania będzie silniejsze. No i jest to dla niego trening – w końcu urośnie, i “ciemiężyciela” może pewnego dnia spotkać niemiła niespodzianka. Zabawa jest ogromną przyjemnością dla obojga, jeśli odbywa się bez kontaktu fizycznego, polega na wzajemnym, zamiennym ganianiu się bez “napadania”.

Trzeba być wobec siebie, i kotów, uczciwym. Jeśli sprawiamy sobie drugiego kota, to robimy to dla siebie, żeby mieć drugiego kota, innego, który na przykład da nam to, czego nie dał ten pierwszy. I nie ma w tym niczego złego. Możemy mieć i dwa koty, i trzy. Ja mam swoich w sumie 11. Nie ma mowy o żadnych zapasach, to dla mnie zachowanie nie do przyjęcia. Muszę poświęcać im ogrom czasu, żeby dały upust swoim instynktom, i więcej kotów to dla mnie więcej napięcia i stałego uważania. Musiałam kompletnie przebudować wygląd swojego mieszkania, bo za zatrzymanie takiej ilości kotów i zapewnienie im bezkonfliktowego życia jest wysoka cena – to ja mieszkam u kotów. Moje koty nie są jakieś inne, też by chciały “pomordować”. Jak widzę, że Raya przeciąga się, i rozgląda z takim charakterystycznym spojrzeniem, to wiem, że czas włączyć laserek, i wyganiać ją tak, żeby aż język zwisł jej do podłogi, bo Raya uwielbia dynamiczne zabawy. Jak widzę, że któraś z kotek zaczyna z zainteresowaniem patrzeć na swoje dzieci, ale takim bardzo szczególnym, to wiem, że czas na wędki. Jak widzę Arabicę ziewającą więcej, niż jeden raz, to wiem, że muszę wyciągnąć sznureczek i koc – dla niej bieganie nie jest zbyt atrakcyjne, ale namierzanie i zaczajanie się na niknący pod kocykiem sznurek, och i ach! Kotki potrafią fantastycznie bawić się swoimi dziećmi, NIGDY żadna nie zrobiłaby m krzywdy, ale zapewniam, żadne z tych kociąt nie jest wtedy szczęśliwe.

Ja kiedyś też słuchałam porad hodowców i przypadkowych ludzi z forów, których uważałam za jedyne źródło mądrości, i pozwalałam na “docieranie się”; na szczęście słuchałam tych “porad” bardzo krótko, bo uczucia podpowiadały, że okrągłe z przerażenia oczy, czy napięte, przycupnięte ciała, to nie może być objaw radości. Zdrowy rozsądek nie pozwalał mi zobaczyć nic zabawnego w zapasach pomiędzy Clarą a Borgią, a przecież była to matka z córką, wychowaną z ogromną miłością i oddaniem. To były jedyne koty, u których pozwalałam na “zapasy”, i to one sprawiły, że zajęłam się kotami nie tylko jako hodowca, bo dla mnie był to widok nie do zniesienia. I też bezgłośnie, bez warczenia, potem jedzenie obok siebie. Jak w małżeństwie, w którym jednego dnia żona dostaje garnkiem po głowie, a drugiego idą razem na imieniny do znajomych, i wszyscy podziwiają, jaka to zgrana i dobrana para. Nikomu nie życzę takiego związku.

W internecie znajdziecie Państwo wiele artykułów na temat kotów. Prawda jest taka, że artykuły te piszą osoby o bardzo różnym przygotowaniu, niekiedy ich jedynym doświadczeniem jest po prostu posiadanie kota. Behawiorystyka jest moją wielką pasją, i zmaganie się z nowymi zagadkami zadawanymi mi przez moje czy Państwa koty w ramach prowadzonego przeze mnie poradnictwa sprawia mi wiele satysfakcji. Stale się dokształcam, bo nie mam patentu na rację, ale też nauczyłam się podchodzić do rad udzielanych przez innych, których edukacja opiera się jedynie na kursach internetowych i przeczytanych książkach, często już nieaktualnych, z dużą rezerwą.

Jestem w stanie zrozumieć, że wiele osób nie chce słuchać porad tych, którzy faktycznie obserwują koty, słuchają je i wyciągają wnioski, a nie na siłę dopasowują kocie zachowania do psów, bo najczęściej porady te nie należą do uspokajających, a raczej stawiają wymagania. Łatwiej jest na tłumaczenie, że prawdziwa zabawa to zabawa bez kontaktu odpowiedzieć “ale moje się lubią poszarpać”, i przejść nad wszystkim do porządku dziennego, nie chcieć widzieć kociego życia w lęku i permanentnym stresie. Łatwiej jest ciągać kota po weterynarzach i leczyć na niewytłumaczalne choroby, przyjmując, że to kot taki chorowity, i tak już ma, zamiast dostrzec brak odpowiednio dostosowanego otoczenia, dostrzec fakt, że piękne i puste mieszkanie będzie dla kota jedynie źródłem stałego lęku, miejscem, w którym nie ma się gdzie ukryć, nie można się nigdzie wspiąć, nie można opracować sobie “mapy terenu”, tylko stale trzeba żyć w napięciu. Trzeba by przecież zburzyć wypracowany starannie przez jakiegoś dekoratora wnętrz plan, który NAM się miał podobać.

Najczęstszym określeniem, jakie pada, to że “on/ona nie jest wcale zestresowany/zestresowana, normalnie się zachowuje, je, i w ogóle.” Kto z nas pokazuje, jaki jest zestresowany? Na jakiej podstawie osoba bez przygotowania potrafi określić, czy ktoś jest zestresowany, i w jakim stopniu? Jak przed laty czekałam na wynik badania w kierunku podejrzewanego u mnie nowotworu, to myślałam, że umrę. Każdego dnia ubierałam na twarz uśmiech, szłam do pracy, wchodziłam do klasy, i słuchałam swoich uczniów, uśmiechałam się do nich, opowiadałam dowcipy, żeby podnieść na duchu tych, którzy mieli problemy. Jestem introwertykiem, mam naturę kota, nie lubię opowiadać o swoich problemach, więc na przerwach śmiałam się i “integrowałam” z innymi. Potem wracałam do domu, na twarzy uśmiech nr 2, bo przecież dla moich dzieci, które mają spokojnie sobie żyć i cieszyć z mojej obecności, więc nie mogą oglądać bladej i skurczonej z lęku twarzy i myśleć, że zaraz będzie koniec świata. A najgorsze były noce, kiedy leżałam zwinięta w kłębek, wszyscy spali, ja niby też, tylko myśli w głowie krzyczały, i nie dawały zasnąć, więc potrafiłam tak przeleżeć do 4 nad ranem, potem zmęczenie brało górę, a o 6 trzeba było wstać, uśmiech nr 1 na twarz dla dzieci, potem nr 5 do pracy.

Zawsze uchodziłam za osobę pogodną. Dla nikogo nie byłam zestresowana. Nie chcę nawet wracać wspomnieniami do tamtego czasu, gdy czekałam na wyrok bądź ułaskawienie. Jeśli nie potrafimy dostrzec oznak stresu u drugiego człowieka, jak osoba bez doświadczenia ma je dostrzec u innego stworzenia, z kompletnie innym systemem komunikacji?

O skutkach przewlekłego stresu, tych zdrowotnych, piszę obszernie w zakładce Stres i jego skutki.

Jeszcze raz podkreślam – NIE MAM NIC PRZECIWKO WIĘCEJ NIŻ JEDNEMU KOTU W DOMU. Ilość moich własnych kotów jest tego najlepszym dowodem. To fantastyczne zwierzęta i wcale się nie dziwię, że ludzie nie potrafią poprzestać na jednym. Ja sama raczej nie dojdę do etapu, na którym jest Vicky Halls, która mówi, że ona ma już tylko jednego kota, właśnie ze względu na jego dobrostan. Ale nie można udawać, że nie ma problemu, kiedy jest. Więcej kotów to więcej udogodnień, rezygnacja bardzo często z ulubionego stylu. To przewrócone do góry nogami mieszkanie, urządzone już nie według naszych wyobrażeń, a wymagań kotów. To stała uwaga. To jak rodzeństwo, które będzie stale rywalizować o naszą uwagę i miłość. I nic nie pomogą nasze zapewnienia, że przecież kochamy nasze dzieci tak samo mocno. One będą chciały się o tym upewniać każdego dnia od nowa. A jeśli ktoś nadal nie rozumie, dlaczego, proponuję takie małe ćwiczenie, wykorzystane było w jakimś programie terapii rodzin, w którym starano się pomóc rodzicom zrozumieć, dlaczego ich dzieci mają takie dziwne relacje, raz super, a potem bójka:

“Wyobraź sobie , że masz wspaniałego męża (żonę), kochasz go bardzo, a on Ciebie. Mieszkacie sobie w swoim mieszkaniu, codziennie do siebie wracacie, macie udany seks, jest cudownie. Pewnego dnia Twój mąż (żona) mówi do Ciebie: – Kochanie, jesteś taka cudowna, tak bardzo Cię kocham, jesteś po prostu tak idealna, że postanowiłem sprawić sobie jeszcze jedną żonę, podobną do Ciebie. Na drugi dzień wracasz do domu, Twój mąż jest z tą druga, śmieją się i żartują, potem przychodzą goście, żeby obejrzeć tę nową.” Uczestnicy mieli w tym miejscu opisać swoje uczucia, zapewniam Państwa, że nie były to opisy nadające się do publikacji na tej stronie bez sporej cenzury.

Koty nie nazywają swoich emocji, nie potrafią znaleźć ich źródła czy udać się do psychoterapeuty, ale emocje jak najbardziej odczuwają, i na poziomie emocjonalnym działają jak każdy ssak, włączając w to nas, ludzi. Boją się straty, boją się, że ich uporządkowane życie się skończy. Boją się, że ktoś zabierze im ulubiony fotel, rozetę, półkę. Że nie będzie już dla nich miejsca na naszych kolanach. Na szczęście większość rozumie po pewnym czasie, że kolana są nadal, chociaż niekiedy nie o tej porze, kiedy by chciały, ale że da się z tym drugim żyć, że nie brakuje jedzenia. Chęć do zabawy jest zawsze, i po pewnym czasie odkrywa się, że ten drugi może właściwie posłużyć za worek treningowy, więc dlaczego nie?

Ja nie chciałabym być niczyim workiem treningowym. I tego chcę dla wszystkich kotów, żeby żaden z nich nigdy nie musiał być niczyim workiem treningowym. Żeby każdy miał swoją rozetę, żeby mógł spokojnie sobie pospać z wyciągniętymi nogami i zwieszoną głową, bez czekania, komu się prędzej znudzi ścisk, i wreszcie sobie pójdzie.

Po prawej stronie ilustracja w pigułce tego wszystkiego, o czym napisałam. Po raz kolejny przebudowałam drapak, przy moim fotelu stał taki mały, z rozetą i półką. Stoi nadal oczywiście. Rozeta jest ukochanym miejscem Gatty, która w ten sposób towarzyszy mi w pracy, przy mojej głowie. Vesper odkryła rozetę niedawno, chociaż dla niej wiszą dwie inne, na słupie, też obok mojego fotela (to miejsce dla kotów strategiczne więc przy moim fotelu są 4 rozety). Gdy zobaczyłam, jak Vesper próbuje z pokojowo pochyloną głową podaną do wylizania, postawa “na kociaka”, wejść do Gatty, i po pokornym zezwoleniu na wylizanie głowy i uszek ułożyła się obok, i tak leżały, niestety, nie jako wyraz matczyno-córkowskiej miłości, a po prostu dlatego, że żadna z nich nie jest skłonna do radykalnych rozwiązań konfliktów, przykręciłam do słupa nad swoją głową rozetę z innego drapaka, w którym nie była używana (nie było to najlepsze miejsce według kotów). Nie ma już od tamtego momentu kociej matczyno-córkowskiej miłości i przytulania się w jednym kółku, są dwie rozpostarte, wywalone do góry kołami klony obok mojej głowy. Niekiedy jest ich więcej, jak na zdjęciu obok, bo najważniejsza jest bliskość, każdy chce być obok mnie, gdy pracuję w swoim fotelu. Są więc dziewczyny ułożone wianuszkiem wokół mojej głowy, w budce, na budce, w rozetach, i niewidocznym na zdjęciu, również nad moją głową hamaku.

I tego wszystkim życzę.

Copyright © 2020 Dorota Szadurska

Zastanawiając się nad przygarnięciem mruczka, często stajemy przed dylematem: adoptować dwa koty od razu czy jeden wystarczy?
 
Często przy adopcji pierwszego kota, słyszymy od jego opiekunów, by rozważyć decyzję o wzięciu od razu dwójki – większość osób jest sceptycznie nastawiona do tego pomysłu i zazwyczaj myśli, że już jeden kot wystarczająco zrewolucjonizuje życie. Argumenty, że dwa koty lepiej się aklimatyzują, zapewniają sobie multum rozrywki (oszczędzając przy tym nasze ręce i dając nam odetchnąć po pracy), a przy tym nie generują aż tak dużo większych kosztów niż jeden (czynnik konkurencji – np. opróżnianie miski – zjem, bo jak nie zjem, zje mój kolega) większość osób odbiera jako próba zmuszenia nas do adopcji kolejnego mruczka. „Tak, chcą mi wepchnąć kolejnego, bo sami mają tak dużo zwierząt do oddania”. Nie jest to prawdą, ale o tym nowy właściciel przekona się za kilka miesięcy na własnej skórze.

Dwa koty na raz

Przed podjęciem decyzji o adopcji pierwszego kota warto na spokojnie zastanowić się, czy nie wziąć od razu dwóch, najlepiej już ze sobą zżytych zwierząt. Późniejsze dokocenie jedynaka może być już dużo trudniejsze – kot żyjący w pojedynkę, bez kontaktu ze swoim gatunkiem, jest często trudnym materiałem do zaprzyjaźnienia z drugim kotem i często nie obywa się bez łapoczynów, obrażania się na właścicieli, odmowy jedzenia i innych tego typu atrakcji.

Oczywiście, istnieją koci jedynacy, żyją i mają się świetnie – wszystko zależy od tego, ile czasu jesteśmy w stanie poświęcić naszemu pupilowi. Jeśli jesteśmy osobami czynnymi zawodowo – rozważmy towarzystwo dla naszego kota, będzie mu zdecydowanie raźniej, kiedy podczas naszej nieobecności nie będzie siedział sam w domu. Puste mieszkanie, brak towarzystwa człowieka i długie godziny, kiedy ciężko pracujemy daleko poza domem – samotny kot zazwyczaj przesypia, by potem stać się aktywnym w nocy, kiedy to my potrzebujemy wypoczynku po ciężkim dniu. Dwa koty zajmują się sobą, więc nie nudzą się, kiedy nas nie ma. To tylko jedna z wielu korzyści posiadania kotów w dwupaku.

Dla zdrowia

Koty żyjące w grupie rzadziej miewają problemy z nadwagą. Samotny kot mniej się rusza, ponadto żaden człowiek nie jest w stanie zapewnić kotu takich zabaw jak jego pobratymiec. Gonitwy, podskoki, zapasy – to wszystko sprawia, że dwa koty są bardziej aktywne niż jeden. Człowiek, nawet jeśli będzie się bardzo starał, nie zastąpi kotu towarzystwa drugiego kota. Jeśli twierdzisz, że Tobie się to uda – spróbuj poskakać z kotem po firance.

Dla rozwoju

Koty są zwierzętami kolonialnymi – obalić należy mit, że kot jest typem samotnika. Gdyby tak było, unikałby kontaktów z innymi kotami, tymczasem jest wręcz odwrotnie. Dobrze zsocjalizowany kot będzie garnął do drugiego kota. Dlatego tak ważnym jest, by nie zabierać kociąt od matki wcześniej, niż przed ukończeniem przez malce 3 miesiąca życia – kociaki uczą się przez pierwsze miesiące życia w społeczeństwie – zabrany wcześniej kociak jest często tych umiejętności pozbawiony, źle zsocjalizowany, a co za tym idzie, trudniejszy w życiu także dla ludzi.

Obserwowanie dwóch kotów bawiących się razem, przytulających i myjących powinien nam od razu odpowiedzieć na to pytanie, czy kot potrzebuje towarzystwa drugiego kota. Czy którykolwiek z właścicieli będzie w stanie zastąpić mu kociego pobratymca?

Dla domu

Dom, nasza oaza spokoju. Miejsce, w którym po ciężkim dniu w pracy chcemy odpocząć w miłej atmosferze. Tymczasem kot jedynak po naszym powrocie nie chce dać nam spokoju, do tego odkrywamy kolejną zniszczoną rzecz, na której nasz kot wyładowywał energię podczas naszej nieobecności. Ratunek? Oczywiście drugi kot.

Uwierzcie, dwa koty dużo chętniej zajmą się sobą niż naszymi meblami. Oczywiście, koty to zwierzęta niezwykle ciekawskie, więc nie łudźmy się, że adopcja dwóch kotów sprawi, że nic w naszym otoczeniu nie ulegnie destrukcji. Ulegnie, ale w dużo mniejszym stopniu. Kot będzie wolał rozładowywać energię podczas zapasów i gonitw z drugim kotem, niż bezsensownie zrzucać wazoniki z półek, czy też polować na nasze nogi wystające spod koca, kiedy to właśnie ucinamy sobie poobiednią drzemkę.

Pieniądze i miejsce

Czy aby na pewno stać mnie na dwa koty? Nie oszukujmy się: dwa koty będą kosztować więcej niż jeden – ale niewiele więcej. Poza podwójnymi wydatkami u weterynarza, codzienne rachunki nie będą o wiele wyższe. Żwirku nie zużywa się dużo więcej, a jedzenie przestaje być marnowane. Jedynacy grymaszą, więc dużo jedzenia po prostu idzie do kosza, dwa koty zazwyczaj nie mają na to czasu, wiedzą, że jeśli miski nie opróżnią, może zrobić to ten drugi.

Czy mam miejsce dla dwóch kotów, przecież mieszkam w kawalerce… Co z tego? Jeśli masz miejsce dla jednego, masz też miejsce dla dwóch. Pamiętaj, że kot to nie koń, ma inne pojęcie przestrzeni, dla niego miejsce do życia to nie tylko podłoga, ale także szafki, skrytki, parapety. Bardzo prosto jest powiększyć kocią przestrzeń do życia kupując drapak lub budując system kocich półek na ścianach. Tutaj ogranicza nas tylko nasza własna wyobraźnia.

A może jednak jeden…

Jeśli spędzasz ze swoim kotem minimum 4 godziny dziennie na intensywnej zabawie, wspólnym leżakowaniu, myciu się, przytulaniu, zapasach, gonitwach, podskakiwaniu. Jeśli łazisz z nim po szafkach, wskakujesz na parapet, bawisz się w chowanego za zasłoną. Jeśli wspólnie “szczekanie” do ptaków lub płatków śniegu za oknem. Jeśli razem wylegujecie się w słońcu na zabezpieczonym balkonie. Jeśli razem mordujecie sztuczną mysz, to możesz ze spokojem sumienia posiadać kota jedynaka. W innym przypadku rozważ adopcję drugiego kota, lub jeszcze lepiej – dwóch od razu.

Autor: mag

Zapraszamy do lektury tutaj

Zapraszamy do lektury tutaj

Jedno z częstszych pytań nowych opiekunów naszych kociąt jest związane ze spacerami. Jesteśmy dużymi zwolennikami kontaktu kotów z naturą, ale bezpieczeństwo stanowi wartość nadrzędną. Z tego powodu nasze koty w ogrodzie spędzają czas tylko i wyłącznie z nami na rękach albo w szelkach na smyczy. Nie chcemy narażać nasze skarby na spotkania z nieproszonym dzikimi gośćmi czy choćby chorymi, obcymi kotami. Drugi ważny aspekt dotyczy bezgranicznej ufności naszych kotów do obcych osób i braku respektu przed otaczającymi niebezpieczeństwami.
 
Swobodnie, beż żadnych ograniczeń koty mogą przebywać w wolierze, którą stworzyliśmy specjalnie dla nich. Tam mają pnie sprowadzone z lasu, kocimiętkę bez ograniczeń, domek jako letnią altankę, wielopoziomowe legowiska i idealny punkt obserwacyjny na okoliczne ptaki, motyle i muchy smile Dzięki wolierze mają zapewnione doskonałe obcowanie z przyrodą w warunkach, które są gwarancją bezpiecznego relaksu.
 
 
Kontrola jakości nowej półki
 
Astonek w ulubionych szelkach
Artykuł pochodzi z :
Magazyn dla Miłośników Kotów, KOT nr 11 – listopad 2006
autor: Anna Wilczek
 
Dlaczego kot załatwia się poza kuwetą? Przeważnie pokazuje w ten sposób, że w jego życiu coś przestało działać prawidłowo. Nie czyni jednak tego dlatego, że jest złośliwy lub podły.
Koty słyną z niezwykłej czystości. Przywiązują ogromną wagę do mycia futra, nie bez znaczenia jest czystość misek, w których spożywają posiłki, bardzo niechętnie napiją się brudnej lub stojącej zbyt długo wody, jeśli mogą, zawsze wybiorą czyste posłanie i mają niemalże wrodzony odruch zakopywania własnych odchodów. Krótko mówiąc, odstręcza je brud i smród. I nawet jeśli zachowania te mają podłoże nie tylko higieniczne, to i tak pozostajemy pełni zachwytu dla kociej czystości. Dlatego najbardziej gwałtowne konflikty między kotem a jego opiekunem rodzą się, gdy nagle nasz największy domowy czyścioch zaczyna załatwiać swoje potrzeby poza kuwetą. No właśnie, gdybyśmy potrafili za każdym razem spojrzeć na świat oczami naszego kota i wyobrazić sobie to, co dzieje się w tej małej, acz bardzo mądrej główce, to bez większego trudu znaleźlibyśmy odpowiedź na pytanie „dlaczego to robi?”.
 
Mamy skłonność do przypisywania zwierzętom ludzkich uczuć, a kotom – szczególnie tych negatywnych. Słyszy się czasem, że kot jest wredny, złośliwy, a nawet podły. Jeśli zatem nagle zaczyna załatwiać się na przykład do łóżka swojej opiekunki, łatwo bez głębszego zastanowienia stwierdzić, że robi to na złość. Okazuje się jednak, że przyczyn takiego zachowania może być wiele, mogą mieć podłoże zdrowotne, behawioralne, psychiczne lub środowiskowe. Czasami zdarza się też, że pewne czynniki występują równolegle lub na zmianę i wtedy trudno jednoznacznie i od razu określić powody takiego zachowania. Należy wówczas działać wielotorowo. Załatwianie się poza kuwetą nie ma jednak nic wspólnego ze złośliwością naszego kota. Daje on nam sygnały, że coś w jego życiu przestało prawidłowo funkcjonować.
 
Choroba
Nasz kot może cierpieć z powodu dolegliwości związanych z chorobami układu pokarmowego lub moczowego. Może odczuwa silną bolesność na skutek zapalenia pęcherza, nerek, biegunki, czy zwyrodnień stawów. Może siusianie sprawia mu ból, (co zdarza się dość często w syndromie urologicznym kotów) i kojarząc ten ból z kuwetą, zaczyna jej unikać. Powodem może okazać się zwiększona ilość produkowanego moczu przy cukrzycy lub kału przy zapaleniu jelit. Warto zwrócić uwagę na zachowanie kota i okoliczności, jakie towarzyszą całej sytuacji załatwiania się poza kuwetą. Czy wchodząc do kuwety, kot głośno i z przejęciem miauczy, czy często odwiedza kuwetę i nic w niej nie zostawia, czy siusiając robi koci grzbiet i napina mięśnie zamiast je rozluźniać? W pierwszej kolejności należy bezwzględnie wykonać w lecznicy weterynaryjnej badanie moczu i kału oraz ogólne badanie krwi, wykluczając bądź potwierdzając podłoże zdrowotne.
 
Znaczenie
Ważna jest umiejętność odróżnienia załatwiania się kota poza kuwetą od znaczenia terenu moczem. W tym drugim przypadku kotki chcą po prostu poinformować o zbliżającej się rui i gotowości rozrodczej, kocury natomiast podkreślają swoją obecność na danym terytorium. Koty znaczą powierzchnie pionowe małą ilością moczu o bardzo intensywnej woni. Gdy zwyczajnie siusiają, mamy do czynienia zawsze z poziomą powierzchnią o specyficznej miękkiej strukturze (koc, pościel) i dużą ilością moczu. Jeśli zatem kot nie jest kotem hodowlanym, to jedynym rozwiązaniem jest kastracja, aby nie utrwaliły się w kocie „złe” nawyki. Zdarza się, choć rzadko, że u niedokładnie wykastrowanych kotów z różnych przyczyn, np. wstąpienia się jednego z jąder, pozostaje kawałek tkanki powodującej wydzielanie hormonów odpowiedzialnych za potrzebę znaczenia.
 
Kuweta 
Kuweta to bardzo ważny przedmiot – pozwala żyć kotu w komforcie i decyduje o naszych dobrych stosunkach ze zwierzęciem. Powodów, dla których kuweta nie wzbudza jego zachwytu, może być kilka.
Zbyt mała kuweta – załatwiając swoje potrzeby, kot powinien mieć możliwość wykonania obrotów w swobodny sposób. Kupując kuwetę dla małego kotka, pamiętajmy, że kuweta nie urośnie razem z nim. Kuweta z rantem jest zawsze mniejsza, niż się wydaje, ponieważ kołnierz (rant) ogranicza ruchy kota.
Niewłaściwy typ kuwety – nie każdy kot chętnie korzysta z kuwety zamkniętej. Silna koncentracja zapachów i klaustrofobiczna przestrzeń sprawiają, że kot czuje się zagrożony. Staremu kotu nie będzie natomiast odpowiadać wysoka kuwety, do której trzeba wskoczyć.
Brudna lub źle myta kuweta – koty konsekwentnie będą omijać kuwetę nie sprzątaną i nie mytą regularnie. Nie przesadzajmy jednak z używaniem detergentów, a jeśli jest już bardzo stara i zniszczona, to po prostu kupmy nową.
Nieodpowiednie ustawienie kuwety – dobrze, gdy kuweta stoi w zacisznym miejscu, do którego kot ma zawsze dostęp. Kot ma wręcz obsesyjną potrzebę bezpieczeństwa, kiedy z niej korzysta. Nie lubi też zbytniej bliskości z miejscem, gdzie je.
Zbyt mała liczba kuwet – podstawowa zasada mówi, że ilość kuwet w domu = liczba kotów + 1.
Niewłaściwy żwirek (lub inny wypełniacz) – nie ma złotej recepty na typ żwirku, najlepiej jednak, jeśli przypomina warunki naturalne, nie pyli, nie ma ostrych brzegów i nie jest zbytnio perfumowany. Powinien dobrze się zbrylać i wchłaniać wilgoć.
Zbyt dużo lub za mało żwirku w kuwecie – duża ilość powoduje pewną utratę równowagi, a co za tym idzie pewności siebie, kot musi się nieźle namachać, żeby przekopać tak ogromną ilość wkładu. Mała ilość żwirku to dyskomfort, ponieważ nie da się wykopać odpowiednio głębokiego dołka, a trzeba jeszcze całość zakopać. Optymalnie grubość wkładu to około 4-5 cm, zależnie od wypełniacza.
Wspomagacze zapachowe do żwirku – nie używajmy perfum, odświeżaczy powietrza czy pochłaniaczy przykrych zapachów, bo możemy bardzo skutecznie zniechęcić kota do jego kuwety.
Awersja do kuwety i negatywne skojarzenia – wynikają niekiedy z przykrych dla kota doświadczeń. Może podczas załatwiania naturalnych potrzeb przestraszył go człowiek lub inny kot, może został nagle dorwany w kuwecie w celu podania leku, zastrzyku, może karą za załatwienie się poza kuwetą było gwałtowne wrzucenie go do niej, okraszone krzykiem właściciela, a może ktoś zdenerwowany zaistniałą sytuacją zanurzał jego nos w odchodach. My możemy już nie pamiętać takich zdarzeń lub nie przywiązywać do nich większej wagi. Z kotem niestety jest inaczej – ma kruchą psychikę, którą łatwo złamać, lecz trudno odbudować.

Stres 
Nie da się wymienić wszystkich przyczyn stresu powodujących załatwianie potrzeb kota poza kuwetą, ponieważ każdy przypadek należy rozpatrywać indywidualnie. Warto jednak spojrzeć na świat oczami kota, bo każda poważna zmiana w jego życiu może wywołać stres. Najczęstsze powody to:
Przeprowadzka – nie da się jej uniknąć. Kot czuje wielkie napięcie unoszące się w powietrzu, wszyscy są przemęczeni, nikt nie poświęca mu wystarczającej ilości czasu. Zastanówmy się wcześniej, jak zapewnić kotu najbardziej bezpieczne nowe miejsce. Zabierzmy ze starego domu ulubione kocie rzeczy, dywanik, stary fotel lub koc.
Ktoś w domu przybył albo odszedł – mogą to być narodziny dziecka, zakup kolejnego kota, ale też rozstanie z ulubionym domownikiem lub też innym kotem, który był „najbliższą rodziną”. To są sytuacje niezwykle stresogenne. Należy wówczas poświęcić kotu dużo czułości i uwagi.
Przemeblowanie lub przeniesienie kuwety w inne miejsce – jeśli jest to możliwe, wszystkie tego typu zmiany wprowadzajmy stopniowo, np. przesuwajmy kuwetę o parę centymetrów dziennie i uważnie obserwując reakcję kota.
Próby bicia lub karania kota – gazetą, krzykiem, gwałtownymi nerwowymi ruchami. Pod żadnym pozorem nie wolno tego robić!
Nagłe zaniedbanie kota – niepoświęcanie kotu należytej uwagi i czasu może być spowodowane nadmiarem pracy, częstymi dłuższymi wyjazdami i późnymi powrotami do domu. Kot czuje się zagubiony i opuszczony. Załatwia się wtedy najczęściej do łóżka, aby zwrócić na siebie uwagę właściciela.
Gwałtowna zmiana diety – może spowodować silny stres, dlatego wszelkie zmiany żywieniowe dobrze jest wprowadzać stopniowo.
Zapach innego kota przyniesiony na butach i ubraniu – po przyjściu do domu buty chowajmy zawsze w niedostępne dla kota miejsce.
Nieporozumienia między kotami – przy większej liczbie kotów należy bacznie obserwować ich zachowania i wzajemne relacje. Interweniujmy jednak tylko w ekstremalnych sytuacjach.

Maluch 
Zdarza się, że koty oddawane są do adopcji zbyt wcześnie, gdy nie mają trzech miesięcy. Matka kociąt nie ukończyła jeszcze nauki małego kociaka. W takiej sytuacji cały problem spocznie na nabywcy malucha. To bardzo trudne zadanie. Psy, na przykład, szkoli człowiek, to od niego zależy w dużej mierze zachowanie i dobre ułożenie psa. Koty uczy matka i tylko ona z wielką łatwością i umiejętnie przekazuje im wiedzę na temat „dobrego wychowania”. Wytłumaczenie więc maluchowi, do czego służy kuweta, może czasami być bardzo kłopotliwe, acz nie niemożliwe.
Miłość, zrozumienie, cierpliwość – to cechy, którymi powinniśmy wykazać się w sytuacji kryzysowej, jaką jest załatwianie się kota poza kuwetą. Pomóżmy naszemu kotu, bo on właśnie tego od nas oczekuje.
 
Anna Wilczek
Dziękujemy Pani Annie za wybitny materiał, napisany bardzo dogłębnie i obrazowo.
Pani Anny wyjątkową relację z każdym ocenianym kotem uwielbiamy oglądać podczas wystaw…
Zespół Do Spraw Szczepień (VGG – vaccination guidelines group) Światowego Stowarzyszenia Lekarzy Weterynarii Małych Zwierząt (WSAVA) opublikował po raz kolejny raport zawierający zalecenia dotyczące szczepień psów i kotów. Zawarł w nim listę szczepień zasadniczych, którym powinny zostać poddane wszystkie psy i koty, szczepień dodatkowych oraz szczepień niezalecanych, a także optymalnych terminów podawania kolejnych dawek szczepionki.
 
Ograniczenie występowania chorób zakaźnych poprzez wprowadzenie programów szczepień jest jednym z największych sukcesów współczesnej weterynarii. Wciąż jednak nie jest, i nie będzie, to temat zamknięty. Specjaliści z zespołu Światowego Stowarzyszenia Lekarzy Weterynarii Małych Zwierząt kierują uwagę szczególnie na dwie kwestie: szczepienie każdego zwierzęcia w populacji, za to z mniejszą częstotliwością, czyli zerwanie z tradycją corocznego ich doszczepiania.
 
Do grupy szczepień zasadniczych u kotów należą szczepienia przeciwko wirusowi panleukopenii kotów (FPV) oraz kaliciwirusowi kotów (FCV) i herpeswirusowi kotów (FHV-1), które nie są jednak tak skuteczne jak przeciw panleukopenii.
Chociaż szczepionki przeciwko kaliciwirusowi kotów opracowano tak, aby zapewniały krzyżową odporność przeciw ciężkim zachorowaniom, istnienie wielu szczepów tego zarazka sprawia, że nawet u zaszczepionego zwierzęcia może dojść do zakażenia i łagodnie przebiegającej choroby. W przypadku herpeswirusa kotów należy pamiętać, że żadna ze szczepionek nie chroni przed infekcją zjadliwym wirusem, którego konsekwencją jest zakażenie latentne mogące ulegać reaktywacji w wyniku zadziałania silnego stresora. Wtedy u kota szczepionego mogą pojawić się objawy kliniczne lub może on wydalać zarazek i zarazić inne zwierzęta.
VGG przyjmuje zasadę powtarzania szczepień przeciw FHV-1 i FCV co 3 lata, ale już ABCD (The European Advisory Board on Cat Diseases) zaleca coroczne dawki przypominające, zwłaszcza w przypadku kotów narażonych na sytuacje wysokiego ryzyka, jak np. przebywanie w hotelach dla kotów, w domach z większą liczbą kotów lub udział w wystawach.
Podobnie brak zgodnego stanowiska co do szczepień przeciwko wirusowi białaczki kotów (FeLV). VGG uważa szczepienie przeciw FeLV za szczepienie dodatkowe, ale warte zastosowania u kotów z grupy ryzyka, przede wszystkim młodych zwierząt wychodzących na dwór i mających kontakt z innymi kotami na obszarach z dużą liczbą przypadków infekcji. Rutynowa procedura zakłada 2 dawki podane w odstępie 3-4 tygodni, ale nie wcześniej niż w 8 tygodniu życia. Biorąc pod uwagę mniejszą podatność starszych kotów, ABCD zaleca podawanie dawek przypominających nie częściej niż co 2-3 lata w przypadku kotów w wieku 3 lat lub starszych – i jedynie w przypadku ryzyka.
W rejonach endemicznego występowania wirusa wścieklizny również szczepienie przeciw tej chorobie należy zaliczyć do grupy zasadniczych ze względu na ochronę zdrowia zarówno zwierząt jak i ludzi. W niektórych krajach istnieje prawny nakaz szczepienia kotów przeciwko wściekliźnie. Odnosi się on również zwykle do przemieszczania zwierząt pomiędzy krajami.
 
Szczepienie kociąt
Podobnie jak to ma miejsce u szczeniąt, większość kociąt jest przez pierwsze tygodnie życia chroniona przeciwciałami uzyskanymi od matki, które obniżają skuteczność szczepień zasadniczych w pierwszych tygodniach życia. Jednakże bez badań serologicznych nie można określić ani stopnia ochrony ani czasu, w którym kocięta stają się wrażliwe na zakażenie i zdolne do rozwinięcia odporności poszczepiennej. Wynika to z różnic w poziomie przeciwciał matczynych pomiędzy miotami. Zwykle odporność bierna obniża się pomiędzy 8 a 12 tygodniem życia do poziomu, który umożliwia zadziałanie szczepienia. W związku z tym zaleca się zwykle podanie pierwszej dawki w wieku 8 – 9 tygodni, a drugiej 3 – 4 tygodnie później. Wiele dostępnych na rynku szczepionek przeznaczonych jest do podawania według takiego właśnie schematu.
Z drugiej strony jednak, kocięta ze słabą odpornością bierną mogą stać się wrażliwe na zakażenie (i tym samym zdolne do wytworzenia odporności poszczepiennej) wcześniej, podczas gdy u innych wysokie miana przeciwciał matczynych mogą uniemożliwić zadziałanie szczepionki do wieku 12 tygodni lub nawet dłużej. Dlatego zaleca się, aby ostatnią dawkę szczepionki podawać kociętom w wieku co najmniej 14 – 16 tygodni.
Wszystkie kocięta powinny zostać objęte szczepieniami zasadniczymi przynajmniej trzykrotnie – pierwszy raz w wieku 8 – 9 tygodni, drugi 3 – 4 tygodnie później, a trzeci raz w wieku co najmniej 14-16 tygodni. Koty które zareagują na żywe, atenuowane szczepionki będą odporne przez wiele lat bez konieczności stosowania dawek przypominających.
 
Szczepienie dorosłych kotów
Wszystkie zwierzęta powinny otrzymać przypominającą dawkę szczepionki 12 miesięcy po ukończeniu cyklu szczepień kocięcia (zapewni to odporność tym osobnikom, które nie zareagowały właściwie na tamte szczepienia). Kolejne dawki podawane są w odstępach co najmniej 3 letnich, chyba że w grę wchodzą specjalne okoliczności.
U dorosłych kotów o nieznanej historii immunoprofilaktyki powinno się wykonać raz szczepienie zasadnicze żywymi atenuowanymi zarazkami i powtórzyć je po roku. Koty które zareagowały właściwie na szczepienie zasadnicze żywymi atenuowanymi zarazkami mają trwałą odporność (pamięć immunologiczną) przez wiele lat, pomimo braku szczepień przypominających.
Należy podkreślić, że zasada ta nie odnosi się ani do szczepień zasadniczych inaktywowanymi zarazkami ani do szczepień dodatkowych, w szczególności do zawierających antygeny bakteryjne. Dlatego, aby uzyskać ograniczoną ochronę zapewnianą przez produkty przeciwko zarazkom takim jak Chlamydophila lub Bordetella, potrzebne są coroczne dawki przypominające. Stąd też dorosły kot wciąż może otrzymywać coroczne szczepienia – szczepienia zasadnicze podawane co trzy lata i szczepienia dodatkowe co roku. Znacznym utrudnieniem takiego postępowania jest brak odpowiednio skomponowanych produktów na rynku.
Dorosły kot, który przeszedł pełny program szczepień przeciwko FPV, FHV-1 i FCV jako kocię (włączając dawkę przypominająca po 12 miesiącach), ale nie był później regularnie szczepiony, wymaga tylko jednej dawki szczepień do mobilizacji układu odpornościowego, pomimo iż wiele obecnych schematów postępowania zaleca w tych okolicznościach podanie dwóch dawek. Jest to jednak bezzasadne i stoi w sprzeczności z podstawowymi zasadami pamięci immunologicznej.
 
Miejsce podania szczepionki
W ciągu ostatnich 20 lat stało się jasne, że szczepienia z adiuwantem przeciw białaczce (FeLV) i wściekliźnie są jednym z czynników wyzwalających rozwój mięsaków poszczepiennych u kotów. W związku z tym zalecono podawanie tych dwóch szczepionek wysokiego ryzyka w okolice tkanek łatwych do usunięcia chirurgicznie w razie rozwoju mięsaka, tj. w dalszym odcinku prawej tylnej kończyny – szczepionki przeciwko wściekliźnie, i w dalszym odcinku lewej tylnej kończyny – szczepionki przeciwko białaczce kotów („left leg leukaemia, right leg rabies”). Ostatnie badania oceniające efekty takiego postępowania wykazały znaczący spadek występowanie mięsaków w okolicy międzyłopatkowej (tradycyjne miejsce szczepień), a wzrost przypadków guzów w prawej (ale nie lewej) kończynie.
VGG rekomenduje podawanie szczepionek podskórnie w okolicę boczną brzucha lub tułowia (po innej stronie za każdym następnym szczepieniem), jako że mięsak powstały w tym miejscu nie wymaga tak rozległej resekcji jak w przypadku okolicy międzyłopatkowej czy kończyn. 
 

Jak uszczęśliwić kota? Oto 7 prostych sposobów!

Autor: Nikoletta Parchimowicz

W trakcie rozmów telefonicznych czy też na wystwach z osobami zainteresowanymi zakupem kociaka często pada pytanie dlaczego kot rasowy tyle kosztuje?

 
 
 
Jedna z hodowli w skrupulatny sposób i bardzo obrazowo przestawiła dokładne wyliczenia. Zachęcamy do obejrzenia filmu, w którym podsumowano ekonomiczną sferę hodowli…
 
 
Zawartość przełącznika
Przewiń do góry